Książka pod tytułem „Epidemie. Krótka historia” pióra Anny Trojanowskiej to coś naprawdę fajnego. Książkę czyta się szybko, choć początkowo sądziłem inaczej. Autorka zaczęła od opisu epidemii, ale w Polsce. Długo sądziłem, że to właśnie tylko epidemii występujących w Polsce będzie dotyczyła książka. I przyznam, nieco odczuwałem z tego powodu zawodu. Na szczęście okazało się, że zbyt szybko pospieszyłem się z wnioskami. No, ok. Książka opisana jest z naszej polskiej perspektywy, ale znajdziecie w niej również wiele wzmianek o innych regionach Europy i świata. Czy wiecie, że epidemie – pomijając już fakt o jaką konkretną chorobę chodzi – nawiedzały ziemie Rzeczypospolitej średnio co dwa lata? Ja tego nie wiedziałem, tak jak tego, że sporo naszych bitew, choć wygranych, zostało właśnie zniweczonych przez wybuch zarazy w polskim wojsku? To zmienia znacząco mój obraz postrzegania historii naszego kraju! Do tej pory sądziłem, że to wynik niekompetencji dowódców, szlachty czy władców… a nie zawsze tak bywało. Bardzo podobały mi się nawiązania do dzieł literackich, które weszły do ogólnoświatowego kanonu literatury – choćby Dżuma Camusa.
Super czyta się również fragmenty wspomnień wszelkiego rodzaju aptekarzy, lekarzy i naszych kronikarzy. Autorka poświęciła wiele miejsca wyszczególnieniu problemów, z jakimi stykali się ówcześni lekarze, starający się zrozumieć naturę poszczególnych zaraz. Sposoby zwalczania ich czasem są naprawdę kuriozalne, a czasem były bliskie naszych współczesnych metod ich zwalczania lub przynajmniej ograniczania ich negatywnych skutków. Przyznam, że książka jest naprawdę mocna. Aż dziw bierze, że takich książek jest tak mało. To była dla mnie naprawdę niesamowita przygoda, choć nie wszystko w tej pozycji było dla mnie, przynajmniej początkowo zrozumiałe. Jednak wraz z postępem w czytaniu, zacząłem dostrzegać dlaczego Autorka opisywała coś nie według chronologii, ale według klucza – konkretna epidemia, skutki, szczegółowe opisy, metody walki…
Gorąco polecam, tym bardziej, że dowiecie się z niej nie tylko o tych największych z zaraz, jak te wymienione przeze mnie poniżej, ale i tych mniejszych, o równie doniosłych skutkach. Naprawdę wciągająca, rzetelna i fantastyczna książka!
430-426 p.n.e. - Epidemia "ateńska". Pojawiła się w czasie zmagań ateńsko-spartańskich w czasie I części wojny peloponeskiej. Oblężona metropolia, wypełniona po brzegi mieszkańcami Attyki, była doskonałym miejscem do rozwoju śmiertelnej choroby, która szybko, i dokładnie przetrzebiła Ateńczyków. Spod jej macek nie wymknął się nawet twórca ateńskiej potęgi, Perykles, który zmarł w czasie, gdy zaraza opuszczała już miasto. Badacze do dziś spierają się jaka choroba stała się przyczyną upadku imperium Ateńczyków. Czy był to tyfus, dur brzuszny, gorączka krwotoczna, a może dżuma?
165-180 – Zaraza Antoninów. Za jej spowodowanie obwinia się dżumę, ospę, bądź odrę. Rzymskie legiony powracające z wyprawy przeciwko imperium partyjskiemu, przywlekły zarazę nad Morze Śródziemne. Szybko opanowała ona ludne cesarstwo, siejąc niemiłosiernie swe krwawe żniwo. Podobno w samym Rzymie dziennie umierało do 2000 osób. Jak się szacuje, cesarstwo rzymskie "zubożało" o blisko 5 mln obywateli, co stanowiło aż kilkanaście procent mieszkańców państwa. Epidemia wywołała kryzys demograficzny, który przerodził się w kryzys gospodarczy i militarny. Skutkiem było zachwianie potęgi Rzymu, jego kryzys wewnętrzny, a wkrótce i upadek.
541-542 – Dżuma Justyniana. Ten ambitny władca cesarstwa wschodniorzymskiego usilnie dążył do odbudowy potęgi dawnego Rzymu. Na przeszkodzie stanęła mu jednak epidemia dżumy, która pojawiła się tuż po zajęciu państwa Wandalów w Afryce Północnej. W stolicy cesarstwa, Konstantynopolu, jak podają źródła, dziennie umierało do 10 000 ludzi. Zabójcza zaraza dosięgła wschodnią część obszarów środziemnomorskich. W jej wyniku, cesarstwo straciło kilka milionów obywateli, co znacznie osłabiło jego potencjał militarny. Nic dziwnego, że wkrótce wojownicy muzułmańscy z taką łatwością zajęli posiadłości bizantyjskie w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Wycieńczone cesarstwo nie miało kim bronić swych ziem.
1340-1368 – Czarna śmierć. To jedna z najlepiej znanych każdemu bodaj Europejczykowi zaraz, które dotknęły świat. Śmierć wywołały pałeczki dżumy przenoszone przez pchły, zasiedlające średniowieczne szczury, tak powszednie w ówczesnych miastach świata. Zaraza najpierw pojawiła się w krajach azjatyckich, i szybko dotarła do Europy. W przeciągu kilku lat epidemia zabiła dziesiątki milionów ludzi, i to tylko w samej Europie. Jak się szacuje, liczba ludności na kontynencie spadła aż o 1/3. Niektóre miasta stały się areną wręcz apokaliptycznych scen, co w genialny sposób uwiecznił Boccaccio w swym "Dekameronie". Co interesujące, epidemie dżumy powtarzały się w regularnych odstępach czasu aż do końca XVIII wieku. Oczywiście, nie miały tak globalnego zasięgu – dotykały raczej najludniejszych miast, takich jak, Mediolan, Londyn, Marsylia czy Moskwa.
1545-1576 – Zaraza Indii Zachodnich. Hiszpańscy zdobywcy trochę nieświadomie zabrali ze sobą ze Starego Kontynentu zarazki, nie znane w Ameryce. Choroby, z którymi Europejczycy dosyć dobrze sobie radzili, były zabójcze dla mieszkańców Nowego Świata. Historycy przez długi czas zastanawiali się, co tak bardzo wyniszczyło Indian – czy był to tyfus czy ospa. Wedle najnowszych badań spustoszenie siały głównie pałeczki Salmonelli, które wywołały dur rzekomy.
1812 – Epidemia w Wielkiej Armii Napoleona. Jak się okazuje, największym wrogiem cesarza Francuzów stał się nie car Rosji Aleksander, a tyfus. Niedożywiona, wyziębiona i skrajnie wycieńczona armia napoleońska stała się jego największą ofiarą. Ciężko jest szafować dokładnymi liczbami. Jedno jest pewne – w czasie kampanii rosyjskiej tyfus zebrał większe żniwo niż bohaterscy żołnierze rosyjscy. Kto wie, czy gdyby nie zaraza, Napoleon nie byłby władcą całej Europy...
1816-1975 – Epidemie cholery. O ile nie mylą nas szacunki, ludzkość przetrzymała aż 7 pandemii tej choroby. Największe żniwo zbierała w ludnych Chinach i Indiach. Ilość ofiar nie jest możliwa do ustalenia. Ostatnie ogniska cholery zanotowano na Haiti i w Tanzanii.
1918-1919 – Hiszpanka. Nazwa jest myląca, bowiem choroba "pochodziła" ze Stanów Zjednoczonych. Najprawdopodobniej amerykańscy żołnierze, wyruszający na fronty I wojny światowej, przywieźli ją zza oceanu do Europy. Jedną z jej ofiar był monarcha hiszpański, Alfons XIII. Epidemia grypy objęła cały glob – w jej macki dostała się blisko 1/3 mieszkańców świata – wedle szacunków zachorowało pół miliarda ludzi, przy czym aż do 20% z nich zmarło.
1976 do dziś – Ebola. Choroba ta pojawiła się przynajmniej pół wieku temu na terenach obecnego Kongo. Choć należy do licznej rodziny gorączek krwotocznych (do której zaliczają się m.in. denga, żółta febra, gorączka Zachodniego Nilu) – jest jedną z najbardziej śmiercionośnych chorób świata – zabija aż 90% zarażonych. Ofiarą epidemii padło kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców Afryki, ale jej przebieg budzi ogromny lęk, zwłaszcza w świecie zachodnim. W 1996 roku znany amerykańśki pisarz Tom Clancy podsycił tę obawę, pisząc powieść o tym jak terroryści atakują Stany Zjednoczone właśnie ebolą.
1981 do dziś – AIDS. Wirus HIV stał się przyczyną śmierci około 21 milionów ludzi. Jak poprzednia zaraza, pojawił się w Kongo, ale przez długi czas na Zachodzie nic o nim nie wiedziano. O zagrożeniu HIV zrobiło się głośno dopiero w 1981 roku. Wirus stał się źródłem wielu przesądów, jak choćby o tym, że dotyka głównie osoby homoseksualne. Jednak zagrożony nim jest każdy człowiek, niezależnie od preferencji seksualnych. Najnowsze zdobycze medycyny sprawiły, że wywoływane przez wirusa AIDS stał się chorobą przewlekłą, umożliwiającą ludziom w miarę sprawne funkcjonowanie.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.