Książka jest w dużej mierze autobiograficzna, choć sporo w niej również zdawkowych części biografii bywalców owego baru. Ponieważ pisał ją laureat Pulitzera, jest to dzieło na naprawdę wysokim poziomie, choć nie jestem zwolenniczką kierowania się nagrodami to jednak widać po książce, że nagroda była zasłużona. To piękna historia dorastania, spełniania się jako mężczyzna, czerpania wzorców od innych, bezinteresownej pomocy. Historia chłopca nie posiadającego jednego ojca, lecz całą masę a dokładnie wszystkich bywalców jednego z barów, w którym pracował jego wujek. Autor w piękny sposób pokazuje swoją drogę do zdobycia szacunku wśród mężczyzn. Jeśli myślicie, że bywalcy byli pijakami to się mylicie. Owszem upijali się niekiedy, mieli swoje wady, ale wiele zalet a przede wszystkim mieli serce, które okazali temu chłopcu a potem wspierali go w drodze do stania się pełnoprawnym mężczyzną. J.R pokazuje w małych kroczkach jak ważne jest dla chłopca akceptacja innych mężczyzn, podziw a przede wszystkim to „coś”, czym każdy mężczyzna musi się wykazać by być pełnoprawnym członkiem męskiej społeczności. To również historia miłości do książek, zaszczepiona przez matkę, podtrzymana przez dziadkową piwnice a w końcu rozkwitająca przez pewnych księgarzy, prawdziwych miłośników literatury. Nie tylko pozwolili wykształcić gust wówczas już młodzieńcowi, ale przede wszystkim wskazali kierunek, którym naprawdę chciał podążać i pomogli mu przemierzyć tą drogę. Drogę z małego miasteczka, domu z wiecznymi problemami finansowymi do studenta jednego z najlepszych uniwersytetów amerykańskich Yale. J.R. nie stroni również od przygód miłosnych, w końcu to też jeden z powodów, dla których ludzie chodzą do baru. Podoba mi się sposób, w jaki opisał zdradzającą go dziewczynę. A zrobił to uwierzcie z dużą klasą. Mógłby ją obsmarować najgorszymi epitetami jednak nie zrobił tego. Pewnie teraz dziewczyna pluje sobie w twarz, że zostawiła takiego faceta. Ja przynajmniej bym to na jej miejscu teraz robiła. Ta książka jest tak wielowymiarowa, że musiałabym chyba spędzić kilka nocy by wszystko opisać. Każdy w niej znajdzie bez wątpienia wiele dobrego dla siebie i jeszcze obdaruje pozostałych. Jedną z największych chyba zalet książki jest jej prawdziwość. Ponieważ bywalcy baru odgrywają główną rolę w książce J.R dawał im swoje maszynopisy. Większość wymienionych w książce miała wpływ na jej formę i bynajmniej nie koloryzowali swoich osobowości i przedstawiają się tak jak się nazywają, nie wymyślają fikcyjnych imion czy przezwisk. Kolejnym miłym akcentem jest fakt, iż bar pełniący tło rozgrywającej się akcji nazywa się „Dickens”. Tak właśnie, od tego Dickens’a. W książce znajdziecie wszystkie powody, dla których ludzie chodzą do baru.