To miała być zwykła akcja nowojorskiej policji. Kiedy jednak ginie partner Johna Tallowa, a on sam odkrywa niepokojącą kolekcję broni w mieszkaniu przy Pearl Street, otwiera się puszka Pandory... Każdy pistolet i każdy karabin jest inny, nie ma dwóch takich samych egzemplarzy. Z każdej broni zabito jedną osobę, a z braku dowodów kolejne sprawy szybko umarzano. Teraz wszystkie zostają momentalnie wznowione, a zadanie ich rozwikłania spada na Tallowa, głównego sprawcę chaosu. Intryga nabiera rozpędu, kiedy okazuje się, że makabryczna kolekcja zdaje się układać w przemyślany wzór…
Z prozą Warrena Ellisa jeszcze się nie spotkałem, dlatego przed sięgnięciem po tę książkę zaczęła we mnie kiełkować niepewność. Czy aby na pewno autor jest tak świetny, jak mówią wszyscy dookoła? Temu też niepewnie zacząłem wodzić wzrokiem po pierwszych linijkach tekstu. Nie wiem, jak to się stało, ale mój wzrok wędrował coraz to szybciej i szybciej po drobno wydrukowanych słowach. Ellis opowiada swoją historię w tak ciekawy sposób, że oderwanie się od publikacji chociażby na krótką chwilą staje się rzeczą niemożliwą. Nie świadomy całego zagrożenia zacząłem czytać Wzorzec zbrodni przed snem. Zanim znów oiwróciłem do naszego świata wybiła północ, a ja miałem za sobą pierwsze dwieście stron. Godzinę później lektura była już skończona.
Autor przykłada dużą wagę do dokładnego opisywania miejsc, osób i wydarzeń zawartych w historii. Zdolność rzadko spotykana, ale okropnie mnie irytująca. Nie mam pojęcia jakich sztuczek używa Ellis, natomiast żaden z tych wszystkich rozbudowanych opisów nie wydawał mi się ani nudny, ani zbędny. Jak dla mnie rzec nie do pojęcia. Wiadomo, lubię krytykować pisarzy ze względu na przydługie opisy, ale gdybym rzekł choćby jedno słowo na niekorzyść autora, byłoby to synonimem bluźnierstwa!
We Wzorcu zbrodni spotykamy się z wieloma barwnymi postaciami. Każda z nich, ta zła, dobra, ważna, drugoplanowa, martwa czy żywa, wszystkie zostały wykreowane z takimi detalami, o których nawet byśmy nie pomyśleli. W tej pozycji nie ważne jest czyją postać się kreśli, najważniejsze jest to, żeby była ona wyrazista i realistyczna najbardziej, jak to możliwe. Ta cecha przyczynia się do otaczania każdego z bohaterów wieloma uczuciami. Od nienawiści po głęboką sympatię.
Powieść ta jest tak napisana, że ciężko doszukać się jakiegokolwiek schematu. Pod wieloma względami jest ona także oryginalna. Na przykład, jeszcze nigdy nie spotkałem się z podobnym pomysłem na doprowadzenie zagadki do końca. Zazwyczaj autor stara się karmić czytelnika błędnymi informacjami, tak by prowadzić go po labiryncie kłamstw i nie odkrywać zbyt wielu przydatnych faktów. Ellis obiera inną metodę. Już na samym początku podaje na tacy wszystko, co ważne w rozwikłaniu zagadki. Wszystkie te rzeczy nie mówią nam zbyt wiele, dlatego autor bawi się z nami w łączenie ich wszystkich tak, by stworzyły logiczną całość. Tym sposobem wprowadza rywalizację. Kto będzie pierwszy: Czytelnik, czy detektyw John Tallow?
Ciężki, przytłaczający klimat i atmosfera tajemniczości są tak gęste, że z łatwością moglibyśmy je ciąć nożem. Autor nie boi się szokować Czytelnika coraz to dokładniejszymi, a zarazem obrzydliwszymi opisami mordów. Czytanie o kawałkach martwego mózgu rozpryskującego się na najbliższych obiektach, oczywiście wliczając w to ludzi, na pewno nie można zaliczyć do rzeczy przyjemnych.
Wzorzec zbrodni to lektura dla osób o mocnych nerwach. Osoby wrażliwe mogłyby źle znieść przeczytanie tej historii, a te jeszcze bardziej wrażliwsze zapewne nie doszłyby nawet do połowy. Jeżeli więc poszukujecie mocnej lektury, w której potoki krwi i brutalne sceny są na porządku dziennym, ta pozycja została stworzona specjalnie dla was! Szybko więc wybierajcie się do najbliższej księgarni i zakupcie sobie egzemplarz tej książki.