John Tallow i Jim Rosato – dwaj detektywi zostają wezwani do kamienicy, gdzie mężczyzna, który dowiedział się o nakazie opuszczenia mieszkania, biega nago z bronią i grozi mieszkańcom. Na pozór zwykła sprawa. Zrozpaczony człowiek oszalał i stał się niebezpieczny dla otoczenia. Stały schemat, który często powtarza się w policji. Jednak gdy Jim ginie z jego rąk, wszystko się zmienia. John i Jim pracowali razem przez cztery lata, a teraz John musi sobie poradzić z utratą partnera i przyjaciela. Nie pomaga mu w tym znalezienie pokoju z dwustoma sztukami broni. Tym bardziej że okazuje się, że z każdej z nich został zabity dokładnie jeden człowiek. Wtedy sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. Detektyw Tallow jako skończony policjant dostaje tę sprawę. Czy rozwiąże ją? Czy w ogóle znajdzie w sobie jeszcze tyle energii, by podołać swojej pracy?
Kryminał jest to gatunek, z którym miałam bardzo małą styczność. Dopiero od niedawna zaczęłam poznawać książki z tej kategorii. O "Wzorcu zbrodni" słyszałam wiele pozytywnych opinii, dlatego właśnie postanowiłam go przeczytać. Stwierdziłam, że warto otworzyć się na nowe gatunki i poszerzyć swoją wiedzę.
W całej książce bardzo mnie zaskoczyła wiedza autora o broni. Jestem dziewczyną i muszę przyznać, że nie posiadam najmniejszej wiedzy na temat karabinów, pistoletów i innych rodzajów broni. Sam fakt, że ktoś ma tak bardzo rozległą wiedzę na ten temat i z taką pasją przekazuje nam ją, sprawił, że poczułam duży szacunek do Ellisa. Nie ma wątpliwości, że jest to temat, który bardzo go interesuje i dlatego poświęca mu wiele czasu, a przy tym umie nam przekazać informacje w pasjonujący i interesujący sposób. Na początku myślałam, że tak częste opisy broni będą mnie nudzić, a okazało się, że ubarwiały fabułę i nadawały niezwykłego klimatu.
Książka posiada też wątek psychologiczny. Nie jest jakoś wyjątkowo rozległy i widoczny, ale przeplata się pomiędzy wydarzeniami. Nadaje to powieści realizmu. W końcu każdy z nas ma jakieś uczucia i kłopoty, które wykraczają poza zasięg naszej wyobraźni. John Tallow mimo swojej normalności różnił się od wielu ludzi. Mogliśmy zaobserwować zmiany jego nastroju w zależności od sytuacji. Czasami miał gorsze chwile, gdzie nic nie łączyło się w całość, a czasami dostawał olśnienia i ponad przeciętność łączył wątki. Tutaj nie było detektywa, który wszystko wie i widzi. Jak normalny człowiek potrzebował czasu i przede wszystkim chęci.
Jednak w całej powieści pojawiła się dość duża wada. Książka cały czas szła w tym samym tempie. Nawet na chwilę nie poczułam jakiś większych uczuć typu przerażenie, podniecenie, czy chorobliwa ciekawość. Była tylko zwykła ciekawość, ale nie taka, żebym nie mogła oderwać się od książki. Z chęcią do niej wracałam, ale tylko tyle i nic więcej.
"Wzorzec zbrodni" nie posiadał też punktu zaskoczenia. Wszystko było albo przekazane z punktu widzenia detektywa lub mordercy. Pojawiały się rozdziały z perspektywy mordercy, które ukazywały nam jego punkt widzenia i cel, do którego z taką brutalnością dążył. Były wątki, których musieliśmy sami się domyślić, jednakże było to bardzo łatwe. Nie jestem domyślnym człowiekiem i z kryminałami dotychczas miałam małą styczność, więc powinnam mieć duży problem z domyśleniem się kolejnych wydarzeń. A tymczasem byłam w stanie dużo rzeczy przewidzieć. Pod tym względem bardzo się zawiodłam.
"Wzorzec zbrodni" jest przyjemnym kryminałem. Polecam go osobom, które lubią kryminały, choć ostrzegam, że nie jest on mistrzostwem. Osobom, które dopiero zaczynają przygodę z kryminałami raczej odradzam albo radzę odłożyć na później, ponieważ może on zniechęcić do tego gatunku. Jednakże ja będę miała po nim miłe wspomnienia.