"Wzgórze wisielców" dla mnie było dopiero drugim spotkaniem z Yrsa Sigurðardóttir, a pierwsze było z "Rozgrzeszeniem", które bardzo mi się podobało. Dowcip polega na tym, że są to tomy numer trzy i cztery, więc lecę zupełnie nie po kolei, ale mam wrażenie, że to będzie ta sama sytuacja co z Robertem Dugoni i nie będzie to miało absolutnie znaczenia. Tak mogę stwierdzić po lekturze dwóch części, ale czy są warte uwagi? Już Wam opowiadam.
Jak to u mnie, zaczniemy od tego, co znajdziecie w środku, w treści. Postaram się nie spojlerować, ale bierzcie jednak pod uwagę, że jest to już czwarty tom więc jeśli zaczynacie dopiero przygodę i to od początku, miejcie na uwadze, że mogę przez przypadek coś zdradzić.
Gdybyście mieli okazję zwiedzić miejsce, gdzie kiedyś dokonywano egzekucji, ale teraz jest dosłownie atrakcją turystyczną, to byście się skusili? W tej właśnie książce takie miejsce odwiedzamy jako czytelnicy. Pole lawowe, na którym właśnie znaleziono ciało człowieka, wiszące i z założenia wygląda to na samobójstwo, ale czy na pewno? No niestety nie. Okazuje się, że ma on wbity w klatkę piersiową gwóźdź. Tak oto policjanci zamiast szybkiej akcji muszą rozwiązać zagadkę. W tym celu udają się do mieszkania martwego mężczyzny, w którym znajdują czterolatka. Na pierwszy rzut oka nie ma dosłownie żadnych powiązań z denatem, ale jego rysunki wskazują na to, że widział okropne rzeczy... a reszty musicie dowiedzieć się już sami, z treści!
Uwielbiam kryminały, w których zagadka jest bardzo skomplikowana i autor wodzi czytelnika za nos, a przy tym nie skupia się wyłącznie na sprawie, ale także na życiu bohaterów. Tutaj spotykamy detektywa Huldara w roli głównego bohatera oraz Freyę, panią psycholog i jednocześnie drugą główną bohaterkę. Jak się domyślacie zapewne współpracują oni ze sobą, aby doprowadzić śledztwo do rozwiązania. Jeśli chodzi o relację tej dwójki to powiedziałabym, że jest... specyficzna i dzięki temu dla mnie, jako czytelniczki, bardziej pociągająca. Dosłownie mam potrzebę dowiedzieć się co tam między nimi jest i do czego to doprowadzi, a przy tym każde z nich jest zupełnie inne, ale oddane pracy w stu procentach. Myślę, że wiele osób ich po prostu pokocha, ale pamiętajcie, że potrafią być irytujący ;)
Sam klimat powieści, jak przystało na tego typu kryminał, jest dość duszny, ciężki, ale ma w sobie to "coś", co sprawia, że mknie się przez treść ekstremalnie szybko. Gdybyście poczytali opinie, to pewnie byście znaleźli porównania na przykład do Lackberg, ale nie dajcie się zniechęcić. Lackberg jest nudna, akcja w jej powieściach się ciągnie, jest tama wyciągana na siłę, a Sigurðardóttir ociera się o sensację i dzięki temu te książki są o wiele dynamiczniejsze.
Jako zaletę, ale również wadę uznaję w przypadku tej Autorki to, że wplata w swoje książki aktualne tematy, bardzo ważne, nie przeczę, ale jednak czasami zbędne. Choć to moje osobiste zdanie. Natomiast zaskakuje i ciężko się domyślić rozwiązania, co jest ogromnym plusem. Pozytywnej mojej opinii dopełnia styl Yrsy, który jest lekki, a zarazem ciężki, inny, ale zważając na to, że porusza tematy małych społeczności, w których taka duchota jest właśnie zaszczepiona, to całościowo daje kolejną świetną powieść.
Zatem czy polecam? Tak, ale jeśli popełniliście ten sam błąd co ja i zaczęliście czytać od środka serię, to już po wszystkim, ale jeśli nie, to proponuję jednak czytać w odpowiedniej kolejności. Doda to na pewno smaczku :)
Wydawnictwu Sonia Draga bardzo dziękuję za egzemplarz, teraz muszę mieć komplet na półce!