Skromna fioletowa okładka skrywająca niewiele ponad 100 stron, zawiera w sobie więcej akcji, niedomówień i emocji niż niejedne tomisko. Książkę wybrałam dosyć spontanicznie, nie znając autora ani nie słysząc o jego książkach. Kto by się spodziewał, że będzie to strzał w dziesiątkę...
Zaczyna się niewinnie. Ułożony kilkudziesięcioletni fotograf, normalne zachowanie, przyzwyczajenia, schemat. Ale wystarcza tyko jedno zdjęcie, a wszystko nagle się rozpędza i leci do przodu. Wystarcza tylko pięciolatek i zagadkowa wyspa, a dorosły mężczyzna wsiada do pociągu, zostawia wszystko i brnie w stronę rozwiązania zagadki.
Postanawia wyjechać i, na jego nieszczęście, dowiaduje się, że w przedziale będzie mu ktoś jeszcze towarzyszył. Zdenerwowany fotograf patrzy z nadzieją na zegarek, towarzystwo to ostatnia rzecz, o jakiej w obecnej chwili marzy. Po kilku minutach spóźnienia, drzwi do przedziału się rozsuwają, a próg przekracza młoda kobieta.
Nie jesteśmy już nikim dla siebie. Jesteśmy obcy nawet sobie samym sprzed lat. Tamtych ludzi już nie ma. To oni się całowali i trzymali za ręce. Nie my. Dopiero gdy dowiedzieliśmy się, kim jesteśmy naprawdę, staliśmy się sobą. Takimi, jakimi jesteśmy teraz. Kimś innym. [1]
Obecność kobiety sprawia, że spokojna podróż, jakiej mężczyzna oczekiwał, zmienia się w prawdziwie dramatyczne przeżycie, walkę, napływ wspomnień i miłosne uniesienie. Dziewczyna niepokojąco mocno przypomina mu kogoś, o kim wolałby zapomnieć. Ona go jednak nie poznaje, snuje opowieść o
swoim życiu, nieświadoma tego, że mężczyzna obok jest częścią jej historii. Dłużące się godziny okazują się być najstraszniejszymi w całym dotychczasowym życiu fotografa. Dziwny kontakt kobiety z konduktorem, woda zalewająca przedziały i rozmowy o życiu, śmierci oraz Bogu.
Wyspa to książka, którą czyta się niesłychanie szybko. Nie tylko z powodu małej objętości. Ona najzwyczajniej w świecie wciąga. Styl autora sprawia, że nagle stajemy się pasażerami nocnego pociągu, siedzimy w jednym z przedziałów, obawiamy się przecieków, nie ufamy konduktorowi z nożem, a na koniec wypadamy za burtę.
Autor fantastycznie poradził sobie z budowaniem napięcia. Klimat przestarzałego pociągu, burzy i niepokojących znaków śmierci przejmuje władzę nad czytelnikiem. Pomysł jest bardzo dobry. A jedną z większych zalet jest to, że powieść można odebrać na dwa sposoby. Historię można czytać jak zwykły dreszczowiec albo jak prawdziwy thriller psychologiczny. W zależności od czytelnika, książka może być równocześnie zwykłym spójnym tekstem z fabułą, a z drugiej strony budzącą strach książką zapełnioną alegoriami i symbolami.
Zwieńczeniem tego wszystkiego jest oczywiście świetna oprawa. Numeracja stron stylizowana na numery miejsc z pociągu czy też czarno-białe fotografie, rozpoczynające każdy rozdział. Te elementy wykonują dodatkową funkcję i dopełniają atmosferę.
Książkę polecam wszystkim bez wyjątków. Wyspa to wbrew pozorom powieść, nad którą można się pogłowić nawet po skończeniu ostatniej strony. Zachęca do sięgnięcia po kolejne pozycje autora i na pewno pozostanie przez jakiś czas w pamięci.
[1] Wyspa Dmitrij Strelnikoff, wyd. W.A.B., 2010r.