Kiedy sięgnąłem po ten tytuł, głównym bodźcem była dla mnie powieść „Jestem legendą” i wiążąca się z nią niesamowita, filmowa adaptacja Francisa Lawrence’a z Willem Smithem w roli głównej. Już sama świadomość, że dotarłem do źródła, stawiała tę pozycję na szczycie subiektywnego piedestału, a tym samym przyczyniła się do mojej pierwszej podróży z serią Artefakty od wydawnictwa MAG. To jednak nie wszystko, bo czym dalej w las, tym więcej zaskoczeń.
Powyższa książka to zbiór trzech powieści Richarda Mathesona oraz dziewięciu opowiadań, których śladu trudno szukać na okładce. W każdym razie są, mało tego, część tytułów, podobnie jak „Jestem legendą”, w ciągu minionych lat, doczekała się szeregu filmowych adaptacji, co było dla mnie dodatkowym odkryciem. O tych, również warto wspomnieć, ale skupię się tylko na tych wyjątkowych.
„Jestem legendą” to postapokaliptyczna wizja świata, w której Robert Neville próbuje przetrwać, a tym samym znaleźć lek na pandemiczną zarazę. W dzień eksploruje najbliższą okolicę w poszukiwaniu zapasów, by w nocy, chronić się przed tymi, co wychodzą po zmroku – istotami pragnącymi krwi i zniszczenia. Z jednej strony dramat jednego bohatera z mnóstwem przemyśleń i monologów. Z drugiej, walka w słusznej sprawie. I jeszcze ten krzyk mrożący krew w żyłach, który co noc rozlega się spod jego domu – Wychodź Neville!
„Człowiek, który nieprawdopodobnie się zmniejszał” to kolejna powieść z tych wcześniejszych, z lat pięćdziesiątych minionego stulecia. Pod względem pomysłu, bardzo podobny schemat do dobrze znanego filmu „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”. Obie historie znowu pokazują dramat jednostki. U Richarda Mathesona bohater zmniejszał się wraz z każdym mijającym dniem, w filmie Davida Finchera – młodniał. Może i jest to nieco naciągnięte porównanie, bo przecież na przestrzeni lat pojawiły się dwa filmy, będące adaptacją powieści Mathesona, jednak nie znając ich obrazu, nie będę do nich nawiązywał. W moim zestawieniu to świetne powiązanie, bo w obu przypadkach bohater skazany jest na samotność. Przestaje pasować do kochanych osób, jak i członków rodziny.
„Guzik, guzik” to już nieco świeższa historia, przynajmniej patrząc na jej adaptację. To opowieść o małżeństwie, które pewnego dnia otrzymuje niecodzienną propozycję. Wystarczy wcisnąć przycisk na tajemniczym pudełku, a na konto wpłynie pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Haczyk? A jakże, w tym momencie zginie ktoś nieznany. Świetne dialogi, genialny twist. W formie filmowej to nic innego jak ”The Box” z Cameron Diaz w roli głównej.
„Pojedynek” jako kolejne opowiadanie grozy to spotkanie dwóch kierowców na długim odcinku opustoszałej trasy. Pierwszy jest kierowcą osobowego auta, drugi ciężarówki z cysterną, a wokół nich, niesamowite widoki. Zaczyna się zwyczajnie, manewr wyprzedzania, potem zmiana i uciążliwe dla naszego podróżnika spaliny wymuszające kolejny manewr mający zakończyć tę niewygodną sytuację. Za chwilę sytuacja się powtarza, coraz częściej, coraz bardziej niebezpiecznie. To napięcie świetnie odwzorował Steven Spielberg w filmie „Pojedynek na szosie”. Zupełnie inny rodzaj grozy.
Ostatnim tytułem, na który chciałbym zwrócić uwagę, jest opowiadanie „Koszmar na wysokości dwudziestu tysięcy stóp” opowiadające historię jednego z pasażerów lecącego samolotu. Tylko on doświadcza obrazu jaki rozgrywa się na zewnątrz. Tylko on rozumie powagę sytuacji i jej katastrofalne skutki. Tylko on może zakończyć ten koszmar i ocalić pozostałych. Ten temat doczekał się już trzech adaptacji filmowych i do dzisiaj dumnie zasila serię „Strefa mroku” sięgającą rodowodem do lat sześćdziesiątych.
Przywołałem zaledwie pięć tytułów z tego obszernego zbioru, jakie przygotowało dla czytelnika wydawnictwo MAG, mimo to, nie umniejsza to wartości tych, o których nie wspomniałem. Część nadal bogata w filmowe adaptacje, choć mi nieznane. Część, po prostu mniej wyróżniająca się na tle przytoczonych historii. Kiedy brnąłem w kolejnych opowieściach, czułem się wytwornie. Minimalizm, bo to uczucie towarzyszy przy każdym kolejnym spotkaniu. Dwóch, trzech bohaterów, zamknięte pomieszczenia czy mocno ograniczony zasięg działania, w tym przypadku to klucz do sukcesu. Klaustrofobiczne, niemal zero jedynkowe rozwiązania. Nie ma tu miejsca na kluczenie, zwodzenie pobocznymi wątkami. Akcja – reakcja, nie dziwię się, że tak wiele tytułów zostało wykorzystanych do filmowych adaptacji.
Świetny tom (18) z perspektywy serii Artefakty. Bogaty w treść i zarazem ogromna niespodzianka. To niesamowite uczucie, kiedy bierzesz do ręki książkę, sugerując się jednym tytułem, a w nagrodę otrzymujesz tuzin kolejnych. Ciekawa przygoda zmuszająca do szerszego research'u.
Ps. Właśnie doczytałem, że Richard Matheson jest również autorem powieści „Między piekłem a niebem”, a tym samym autorem scenariusza adaptacji filmowej z Robinem Williamsem w roli głównej. Nic już nie powiem, czapki z głów.