Nie czekałam, tak jak niektórzy, specjalnie na wydanie przez Książnice "Wybranej" autorstwa matki i córki. Jest to już trzecia część, a o ile mnie pamięć nie myli, to w Stanach Zjednoczonych jest ich siedem, albo ma ich tyle być - cóż, wdepnęłam w błoto, bo powieść spadła ze średniego piedestału jeszcze niżej.
Do Domu Nocy zakradły się ciemne moce i żądza krwi, a szkolne przygody dorastającej wampirki Zoey Redbird stają się coraz bardziej tajemnicze. Ci, którzy wydawali się przyjaciółmi, okazują się wrogami, a zaprzysięgli wrogowie... stają się przyjaciółmi. Odwaga Zoey zostaje wystawiona na większą próbę niż kiedykolwiek przedtem. Przed nią nie lada wyzwanie. Wie, że tylko ona z pomocą przyjaciół może uratować Stevie Rea, która przeistoczyła się w nieumarłą. Wszystko co odkryje, musi być zachowane w tajemnicy przed resztą mieszkańców Domu Nocy, w którym zaufanie stało się towarem deficytowym.
Mogłabym długo wyjaśniać, dlaczego postawiłam taką ocenę, a nie inną. Głównie jednak (i to przewyższyło) chodzi o język pani P. C. i Kristin, który w tej części był wręcz okropny, rażący i denerwujący. Już po pierwszych stronach miałam ochotę odłożyć "Wybraną" na miejsce z grymasem i niesmakiem i przenigdy już do niej nie wracać. Ale pomyślałam sobie, że wydałam na nią cholerne trzydzieści złotych (bo oczywiście nic innego nie było w księgarni) i nie mam zamiaru ich zmarnować.
Do tej pory zdążyłam już sobie wyrobić konkretny schemat na temat książek, które są pisane z punktu widzenia głównego bohatera (tz. w pierwszej osobie) - zazwyczaj dzieje się tak, że zaczynam on mnie irytować i doprowadzać do szału. Jestem raczej zwolenniczką innej narracji (chociaż zdarzają się bardzo przyjemne wyjątki). Co można powiedzieć o Zoey? Oczywiście jest piękna, wszyscy się za nią uganiają, jest jedna i wyjątkowa, tylko ona może wszystkich uratować i sprzeciwić się złej nauczycielce. Miałam wrażenie, że w "Wybranej" nasza kochana "niedoszła wampirzyca" stała się jeszcze bardziej próżna, narcyzowata i zakochana w sobie. Wciąż narzeka na to, jakie to jej życie jest skomplikowane, ale zupełnie z tym nic nie robi, a później ma do wszystkich pretensje. Moimi ulubionymi postaciami jest Afrodyta, która ma odrobinę charakterku oraz sama Neferet - zimna suka, która nie cofnie się przed niczym.
W książe pojawiło się kilka ciekawych momentów, które rzeczywiście mnie zainteresowały, np. motyw seksu z nauczycielem, kiedy przyłapuje ich obecny chłopak, ciekawie rozegrane zabójstwa, sprawa przyjaciółki, która ciągnęła się w nieskończoność, która nie została wyjaśniona. Znowu pojawiły się obrzędy - wlekące się, nudne i nikomu niepotrzebne. Autorki mają tendencję również do wspominania dwadzieścia milionów razy rzeczy, które już się wydarzyły - wciąż czytałam o listach nieszczęść, jakie to spotkały Zoey i co ona musi w danym dniu zrobić.
Choć znalazłam tyle minusów, jest również kilka plusów - wartka akcja, non spot coś się dzieje (można powiedzieć, że za szybko), ale ja miałam z tego radochę:) Przeczytałam ją w jedno popołudnie, co daje znak, że jest wciągająca, lekka i idealna na wolne kilka godzin, bo powieść wcale nie jest długa. Przeczytam "Nieposkromioną", która ma podobno wyjść w październiku - trzeba dokończyć tego tasiemca:)