Ludka Skrzydlewska zjednała mnie sobie opowiadaniem z antologii Grupy Literackiej Ailes "Deszczowe sny", a jej solowe powieści ogromnie przypadły mi do gustu. Sięgając po pierwszą część "Negatywu szczęścia" byłam zaciekawiona, czy uda się mu uzyskać status: ulubionej powieści autorstwa Ludki, gdyż jak dotąd najbardziej podobało mi się "Po godzinach". I po przeczytaniu pierwszego tomu najnowszej powieści Ludki Skrzydlewskiej stwierdzam, że nic się nie zmieniło. Przede mną jeszcze "Negatyw szczęścia. Fine", więc wszystko może się zdarzyć.
***
Tym razem autorka zabiera nas do Mediolanu. Wybieramy się tam razem z młodą fotografką - Saszą Woźnicką, której matka, była modelka, Francesca Visconzi mówiąc kolokwialnie załatwiła pracę w domu mody Di Volpe. Sasza nie zna języka, nigdy nie była we Włoszech, nigdy nie pracowała jako fotograf w branży modowej, bo jednak co innego pracować jako fotograf w znanym domu mody, a co innego w zakładzie fotograficznym, w Warszawie. Dziewczyna musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, a niestety nie ułatwia jej tego syn właścicielki firmy - Alessandro Di Volpe. Ich relacje są skomplikowane, ale jednocześnie daje się wyczuć erotyczne napięcie między tą dwójką.
Jak wiadomo świat mody to świat przesiąknięty rywalizacją i intrygami, i tychże z pewnością nie zabraknie w tej powieści, chociaż nie będę ukrywać, że liczyłam na więcej ;)
Oczywiście kiedy zaczyna się robić najbardziej ciekawie, czyli gdy Sasza staje w obliczu wyzwania, gdy grunt usuwa się jej spod nóg część dobiega końca.
***
Podobnie jak wcześniejsze powieści Ludki Skrzydlewskiej także i ta napisana jest lekkim stylem, z bardzo dobrym researchem, który pozwala czytelnikowi choć po części wczuć się w atmosferę Mediolanu. Osobiście bardzo lubię, gdy Ludka zabiera mnie w swoje podróże. To nie jest tylko umieszczenie akcji w konkretnym mieście, to także oddanie atmosfery typowej dla danego miejsca. Jeśli chodzi o Włochów, autorka świetnie przedstawiła ich południowy temperament. Zabrakło mi jednak wyraźnej dawki humoru, a przynajmniej tak wyraźnej jak w poprzedniej powieści.
Bohaterowie, jak to zwykle u Ludki bywa, są pełni życia, mają swoje charaktery, zalety i wady, i z pewnością nie są nudni. Polubiłam Saszę, ale bywały momenty, gdy mnie niesamowicie irytowała, szczególnie w relacjach z Alessandrem. Alessandra zaś miałam ochotę osobiście zamordować za jego zachowanie, i ogólną dupkowatość (wiem, nieładne określenie, ale jakoś mi do niego pasuje). Na szczęście relacje tej dwójki ulegają pewnej zmianie, klarują się, a chemię między nimi czuć jeszcze bardziej. No nie czarujmy się, spodziewam się, że na końcu będą razem :), to w końcu powieść Ludki Skrzydlewskiej!
Prócz tej dwójki, powieść obfituje w więcej barwnych postaci, jak choćby Chiara, Marcello, Teo, Caterina Di Volpe, czy chociażby matka Saszy. Z większością bohaterów spotykamy się w ich miejscu pracy i przyjemnie obserwuje się ich wzajemne relacje, sympatie i antypatie, czy firmowe zależności. Łączy ich praca, ale również silne emocje, a autorka świetnie to pokazała.
***
Wątek, który najbardziej zapadł mi w pamięć to relacje Franceski i Saszy, czyli matki i córki. Relacje te są niesamowicie skomplikowane i co tu dużo mówić, trudne. Autorka bardzo dobrze pokazała emocje towarzyszące Saszy, a ponieważ to właśnie oczami tej młodej bohaterki obserwujemy wydarzenia, niewiele nam wiadomo o motywacji, przeszłości i uczuciach Franceski. Tu czułam spory niedosyt. Relacje tych dwóch kobiet niesamowicie mnie intrygują i nie ukrywam, że w kontynuacji spodziewam się dowiedzieć dużo więcej.
Świat mody, to nie tylko stroje, piękne modelki, czy błysk fleszy, to wyścig i rywalizacja. Co prawda w części "Inizio" nie można tego zbytnio poczuć, ale wydarzenia z końca tego tomu dają przedsmak tego, czego możemy spodziewać się w dalszym ciągu. No i to przeświadczenie, że przecież musi w końcu coś pójść nie tak też pchało mnie do dalszego czytania.
Nieśmiertelny i popularny wątek hate-love jest tutaj bardzo silny, co wcale mi nie przeszkadzało. Alessandro jest mężczyzną, którego sposób bycia z pewnością budzi silne emocje, a przez to zapada w pamięci. Natomiast Ludka Skrzydlewska dwiema wcześniejszymi powieściami pozwala mi przypuszczać jaki będzie finał tego wątku, ale zawsze może mnie po drodze zaskoczyć, prawda? Zawsze liczę na zaskoczenie ze strony autorów ;)
***
"Negatyw szczęścia. Inizio" pozwolił mi spędzić kilka godzin w świecie mody, skomplikowanych relacji, rodzących się przyjaźni, (póki co) lekko wyczuwalnej rywalizacji i klimatu Włoch. Ludka Skrzydlewska wprawnie snuje swoją opowieść, kreuje wyrazistych bohaterów i żongluje emocjami. Czytało się naprawdę przyjemnie, ale czegoś mi zabrakło. Jakiejś drapieżnej nuty, poczucia zagrożenia, ekscytacji. Owszem, w tyle głowy miałam oczekiwanie na jakiś zwrot akcji i trochę żałowałam, że nastąpił on dopiero pod koniec tomu. Takie zakończenie jakie otrzymujemy w "Inizio" obiecuje ciekawą lekturę w kontynuacji :)
Jeżeli lubicie powieści romantyczne, umiejscowione za granicami, oddane na tyle wiernie, by mieć wrażenie obecności w danym miejscu, ciekawych bohaterów targanych różnymi emocjami, których początki bywają trudne, zachęcam do przeczytania powieści Ludki Skrzydlewskiej. "Negatyw szczęścia. Inizio" zabierze Was do Mediolanu, światowej stolicy mody, gdzie nie braknie intryg, ale i znajdą się miejsce i czas na miłość. Ogromnym plusem jest dostępność od razu drugiej części, więc nie pozostaje nic innego po skończeniu "Inizio" zabrać się za "Fine" i poznać dalsze losy Saszy i Alessandra.
Polecam serdecznie!