Jesteś jedynym niebem, które dla mnie istnieje Rachel. A nawet gdybyś była piekłem, grzeszyłbym całe moje życie, żeby tylko być z Tobą.
Katy Evans to autorka m.in. serii Manwhore oraz Real, mieszka w Południowym Teksasie wraz z mężem, dwójką dzieci i trzema psami. Katy to wszechstronna kobieta, w wolnych chwilach piecze, wychodzi na wycieczki, ale przede wszystkim jest prorodzinna.
Miłość jest równie zmienna, jak niebo czy ocean: nie znika, ale nie zawsze jest słoneczna, czysta czy spokojna.
Manwhore +1 to kontynuacja powieści o Rachel i Malcolmie, ale czy była równie wciągająca co pierwsza? Cóż, ciężko to stwierdzić, ponieważ wkradła się lekka monotonia i podobieństwo do setki innych powieści erotycznych, choć ta zaczęła podchodzić pod obyczajówkę. Rachel stała się osobą zbyt uległą i zależną od Malcolma, nie jest już tak pewna siebie, a to psuje tylko fabułę, którą autorka wykreowała na początku ich historii. Bohaterowie, choć tacy sami to zmienili się w moich oczach, gdy po lekkich innowacjach w ich zachowaniach zmienił się także charakter. Przede wszystkim Rachel zrobiła się irytująca i nie potrafiła ogarnąć swoich uczuć, rozumiem miłość miłością, ale taka desperacja jest aż nienaturalna. Malcolm… Tak jego dalej uwielbiam, a nawet to, że doprowadzał Rachel do takiego stanu po zaledwie paru tygodniach znajomości. Uczucie, które ich łączy z całą pewnością nie jest zwykłą miłością. Bardzo podoba mi się to, jak Saint traktuje Rachel, wszystko robi z szacunkiem i uwielbieniem, kto nie chciałby takiego mężczyzny… Zwróciłam też uwagę na to, że mimo swojej przeszłości był jej wierny i za wszelką cenę pragnął tylko jej. Chicago jakie wykreowała autorka jest z pewnością bardzo przychylne Saintowi i M4, ale do Rachel podchodzą różnie, mężczyźni oczywiście się oglądają, ale kobiety plują jadem i nie aprobują ich związku, tylko dlatego, że jej najzwyczajniej zazdroszczą. Moją ulubienicą w tej części Manwhore była Gina, choć pojawiała się tam rzadko, to skradła moje serce swoją miłością do przyjaciółek i opanowaniem jeśli chodzi o zbędne emocje. Ekscytacja książką nadeszła pod koniec, gdy akcja przybrała bardzo korzystny obrót. Z całą pewnością Katy Evans postarała się i zafundowała nam sporą dawkę emocji, które no cóż mogły odurzyć i wciągnąć w świat pełnego miłości i sławy. Autorka pisze lekkim i zrozumiałym językiem, a to ogromny plus, czyta się przez to niesamowicie szybko i przyjemnie, teksty urozmaicane energią i sercem jaki wkładała w to Katy oraz opisy, które dały wyobrażenie nie tylko o miejscach, ale bohaterach godnych uwagi.
Powiedziałaś mi kiedyś, że pragniesz, aby świat znieruchomiał. Że potrzebujesz do tego bezpiecznego miejsca. Chcę być dla ciebie tym miejscem.
Podsumowując,
Manwhore +1 to opowieść pełna emocji, które silnie wpływają na czytelnika. Osobiście uważam, że Katy Evans przekazuje nam w historii Rachel i Malcolma, iż wszystko jest możliwe, a wybaczenie to najsilniejsza broń jaką możemy się posługiwać. Największą przyjemność sprawiły mi spekulacje odnośnie ich związku, a spełniły się w większości. Żarliwa miłość czy może raczej desperackie pożądanie mężczyzny o silnej pozycji społecznej? Och tego musicie dowiedzieć się sami, a ja tylko powiem, że autorka was nie zawiedzie.
Pozdrawiam, Sara ❤