"Wszystkie kwiaty Alice Hart", to jednocześnie piękna, tragiczna i dość nierówna historia życia głównej bohaterki. Pierwsza połowa powieści jest nasycona ogromnym smutkiem, bólem, grozą, tkliwością, subtelnym pięknem, dosłownie całą gamą uczuć, barw i zapachów. Utonęłam w tej historii całkowiecie i ze ściśniętym sercem czytałam o losach małej dziewczynki, skazanej na życie z ojcem potworem oraz piękną i delikatną ale całkiem sparaliżowaną emocjonalnie matką. Nie wiem jak bardzo trzeba zatracić siebie, żeby pozwolić na przemoc fizyczną oraz psychiczną względem własnego dziecka i siebie samej. Życie Alice w tym okresie to była jedna wielka niewiadoma, jej bezpieczeństwo i pozorny spokój zależały od nastrojów ojca, które potrafiły zmianić się w oka mgnieniu, jedno nieopatrznie wypowiedziane słowo, jeden spóźniony gest, chwila zawachania, potrafiły obudzić w nim demony. Alice bywała szczęśliwa tylko wtedy, kiedy ojca nie było w domu, kiedy mogła spędzić czas z mamą, słuchać jej opowieści i pracowac razem z nią w ogrodzie. Jednak to szczęście było pozorne, cały czas spowijał je lęk i wyczekiwanie na powrót do domu męża i ojca. Potem wydarzyła się tragedia i Alice trafiła pod opiekę babci, na plantację kwiatów, która od pokoleń należała do rodziny ojca dziewczynki.
Druga część książki opowiada o dorosłej Alice, o jej próbie odnalezienia własnego miejsca na ziemi, o odcięciu się od korzeni i przeszłości, o tym, że historia lubi się powtarzać. Ta część pozbawiona została nagle całej tej niesamowitej otoczki jaką spowijała wcześniejsza opowieść o Alice. Poczułam się nagle, jakbym zaczęła czytać zupełnie inną książę. I stąd moja ocena 8/10, byłoby wyżej gdyby autorka utrzymała ten specyficzny klimat z pierwszej połowy powieści. Alice pod wpływem emocji, po tym jak podsłuchała rozmowę babci i odkryła, w jaki sposób June wmieszała się w jej osobiste sprawy, wyjechała z dnia na dzień do środkowej Australii, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Podjęła tam pracę jako strażniczka w parku narodowym i zaczęła od nowa organizować swoje życie. Jednak wpadła z deszczu pod rynnę. Historia przemocy zatoczyła koło, Alice zakochała się. Zakochała się w mężczyźnie, który był taki sam jak jej ojciec. Jak ułoży się życie naszej bohaterki, czy uwolni się ona z tego zaklętego kręgu przemocy, czy będzie na tyle silna aby zostawić to wszystko za sobą i raz jeszcze wyryuszyć w drogę, by odnaleźć w końcu własne korzenie i własne miejsce na ziemi? Musicie o tym przeczytać sami.
Ta książka dosłownie mnie pochłonęła i chociaż przy drugiej połowie straciła trochę na swoim subtelnym pięknie, to warta jest przeczytania i polecenia. Jest to piękna i wzruszająca opowieść o wychodzeniu z traumy, o radzeniu sobie z rzeczywistością, o problemach rodzinnych, przemocy fizycznej i psychicznej, o walce z własnymi bolesnymi przeżyciami, które co jakiś czas wypływają na światło dzienne, o poszukiwaniu prawdy, własnego miejsca na ziemi, własnych korzeni, o tajemnicach które lubią ujawniać się w najmniej oczekiwanych momentach. Historia Alice uświadamia nam jak ważne jest to aby mieć swoje miejsce na ziemi, poczucie bezpieczeństwa, jak ważna jest w naszym życiu szczerość, prawda, miłość i spokój. Nie wolno nam ingerować w życie innych, nawet jeśli robimy to z miłości, kierują nami dobre intencje. Skutki tego mogą być zupełnie inne niż oczekujemy.
Książa skradła moje serce, szczególnie pierwsza część. Podczas czytania towarzyszyło mi całe mnóstwo emocji, potem nastąpiło wyciszenie, a potem znów emocje obudziły się we mnie, jednak już zupełnie inne niż na początku. Dodatkowym plusem są przedstawione legendy rdzennych mieszkańców Australii oraz magiczny język kwiatów. Do każdego rozdziału przypisany został odpowiedni kwiat oraz opisane zostało jego znaczenie.