Nie jest mi obce nazwisko Ryszarda Ćwirleja, jednak nie jest mi znany komisarz Antoni Fischer i jego sławne wyczyny. Ale to, że rozpoczęłam od kolejnej części - w mojej ocenie - nie jest raczej przeszkodą. Autor dość drobiazgowo wprowadza nas w historię komisarza i wiemy tyle, ile jest konieczne i niezbędne.
Mamy rok 1929, Poznań i odbywająca się w nim Powszechna Wystawa Krajowa, prezentująca gospodarczy dorobek dziesięciu lat Niepodległej Polski. Zjawia się wiele znanych osób, nie tylko ciekawych, ale też liczących na łatwy i szybki zarobek. A wiadomo, ruch sprzyja drobnym rzezimieszkom. Właśnie w czasie tej wystawy mają miejsce liczne napady rabunkowe na przypadkowych gości Poznania. Z tym musi szybko poradzić sobie miejscowa policja. W tym czasie Fischer wygłasza odczyt w radio, w trakcie którego nieznany sprawca wpada do radia i otwiera ogień do obecnych. Komisarz jest naocznym świadkiem tego napadu i teraz będzie miał za cel szybkie schwytanie sprawcy. I jeszcze w tle działania związane z potajemną akcją wywiadów Niemiec i Rosji. W to wszystko zostaje wciągnięty Fischer i będzie musiał sprostać wielu zadaniom, które nagle przed nim się pojawiły. Czy poznański policjant jest na tyle sprawny i przebiegły, aby ogarnąć wszystko? Ma też liczne znajomości w miejscowym półświatku, więc zapewne będzie miał ułatwione zadanie. Czy może liczyć na Tolka Grubińskiego i jego bandę?
Te trzy pozornie różne sprawy łączą się w jedną całość, wzajemnie się przeplatają i uzupełniają. Krok do przodu w jednej z nich przybliża do rozwiązania kolejnej. Ale spoiwem łączącym je wszystkie jest postać Antoniego Fischera. Nieugiętego i odważnego, którego wszelkie trudności tylko wzmacniają i skłaniają do jeszcze efektywniejszej pracy.
Autor znakomicie odtworzył klimat lat 30 – tych w mieście Poznań. Huczne zabawy, teatry i wystawy, romanse i hazardowe rozgrywki nie były im wówczas obce. Atmosfera miasta przebijała się z każdej strony, mroczna atmosfera i tajemniczy klimat. A wszystko opowiedziane poznańską gwarą z tamtych lat. Nieliczni z nas znają ówczesny język, dla mnie to coś nowego i innego. Takiego oddalonego bardzo w czasie.
Nie mogę powiedzieć, aby ta lektura mnie zachwyciła. Przyznam szczerze, że zmęczyła mnie mnogość bohaterów i drobiazgowość sytuacji. Jestem w stanie zrozumieć, że autor chciał jak najbardziej oddać nam ówczesny klimat, ale dla mnie przesadził. Nie byłam w stanie zapamiętać wszystkich postaci, tym bardziej, że niektórzy podobnie się nazywali. I w pewnym momencie się zgubiłam, zniechęciłam do dalszej lektury. Owszem dobrnęłam do końca, ale nie kierowała mną nieposkromiona ciekawość. Nie był to dla mnie mocny kryminał czy thriller, nie odczuwałam napięcia, które towarzyszy mi zazwyczaj w tego typu powieściach. To raczej powieść detektywistyczna czy szpiegowska, do takiej bym ją zaszeregowała. Moje emocje były na uwięzi i nawet na chwilę nie miały ochoty wyzwolić się z pęt.
Myślę, że każdy w tej lekturze znajdzie coś dla siebie, coś co sprawi przyjemność i satysfakcję z lektury, co sprawi, że emocje wezmą górę nad czytelnikiem i będzie musiał spróbować je opanować. Każdy z nas ma inne oczekiwania i gusty, więc warto samemu się przekonać, czy komisarz Fischer wywiązał się trudnych zadań, które postawiły przed nim okoliczności.