Splatterpunkowe fantasy? A co to za dziwo? To była moja pierwsza myśl po przeczytaniu opisu książki „Zemsta najlepiej smakuje na zimno” Joe Abercrombiego. W życiu nie słyszałam o czymś podobnym. Od czego jednak jest wujek Google? Od razu dowiedziałam się, że to gatunek który ma za zadanie wywołać u odbiorcy odrazę poprzez epatowanie okrucieństwem i przemocą. No dobra, spróbujemy. Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce, czy jakoś tak. Ta myśl pojawiła się zaraz po odczytaniu definicji. Najwyżej uznam ów splatterpunk za stratę czasu. I tak oto przystąpiłam do czytania grubaśnego tomiszcza.
Główna bohaterka „Zemsty…” to piękna i niebezpieczna najemniczka Monza Murcatto, znajdująca się na usługach księcia Orso. I jak na najemniczkę przystało jest bezwzględna, świetnie wyszkolona i żądna krwi. Orso, zazdrosny i zaniepokojony popularnością kobiety wśród ludu, postanawia pozbyć się jej, gdy sława najemniczki zaczyna prześcigać jego okrucieństwo, a Monza zaczyna być realnym zagrożeniem dla jego władzy. Przynajmniej z jego punktu widzenia. Jak najłatwiej pozbyć się zagrożenia? Oczywiście, zabić. Los Monzy wydaje się być przesądzony, gdy wraz z bratem zrzucona zostaje ze szczytu górskiego przez spiskowców. Ale Murcatto to prawdziwa twardzielka, udaje jej się przeżyć. I od tej pory rozpocznie prywatną wendettę. Tylko jak dokonać zemsty, jeśli twoje ciało zostało zdeformowane, kości połamane, a każdy ruch sprawia ból? Z pomocą przyjdą ludzie. Dobrzy ludzie, chciałoby się dodać. Ale oczywiście to nieprawda. Z pomocą przyjdą najgorsze męty, jakie nosi ziemia. Murcatto, znana za swoje „zasługi” pod imieniem Rzeźniczki z Caprile zwiąże się z barbarzyńcą z Północy (Dreszcz), mistrzem trucicieli Morvirem i jego uroczą asystentką (Dzionek), pijakiem i najemnikiem Nicomo Coscą, skazańcem kochającym liczenie (Przyjazny), czy ze specjalistką od torturowania i wydobywania zeznań. A celem jej będą głowy ludzi, którzy zabili jej ukochanego brata, ją samą zaś uczynili kaleką.
Jak tematyka wskazuje, książka jest krwawa i napisana językiem, który z całą pewnością obcy jest dżentelmenom. To powieść pełna dosadnych określeń i wulgaryzmów, przy której „Psy” Władysława Pasikowskiego, to bajeczka na dobranoc. Przeszywające na wskroś opisy chociażby z rekonwalescencji Monzy, z wyraziście przedstawionymi szczegółami na temat stopnia pogruchotania kości, to tylko jedne z mniej wstrząsających rzeczy, o których można przeczytać w książce. „Zemsta…” wielokrotnie przyprawi was o mdłości, więc jeśli macie słabe żołądki, zdecydowanie odradzam jej lektury. Zabraniam osobom poniżej 16 roku życia, choć zasadniczo książka powinna być czytana tylko przez osoby pełnoletnie. I to o mocnych nerwach. A ku wnioskom takim skłania wszystko – od tematyki począwszy, po styl, obrazowanie, język.
Bardzo realne opisy, plastyczny język, pozbawiony choćby cienia delikatności, grubiaństwo i bezduszność, to coś, co wyziera z każdej sceny. Plus erotyka w wydaniu bliskim pornografii, balansująca gdzieś na granicy niesmaku.
A mimo to, jakoś trudno oderwać się od powieści. Być może tak bardzo fascynuje ludzi obrzydliwość, że szukają jej w książce? Wygląda na to, że mnie tak. A może chodzi o częste zwroty akcji i szaleńcze tempo przygód Monzy? Bohaterowie (a może raczej antybohaterowie?) książki wciąż zmieniają obozy, wciąż skłonni są do wszelkiego rodzaju podłości, a ich lista zdaje się nie mieć końca. Tylko czytelnik od czasu do czasu jest w stanie zorientować się kto jeszcze jest z kim w sojuszu, bo nie mogą być pewni tego najbardziej zainteresowani. Nie mają czasu na chwilę odpoczynku, czy relaksu, a ich zdenerwowanie udziela się zafascynowanemu odbiorcy. W gruncie rzeczy, czytelnik wyprzedza bohaterów tylko o mały krok, a gnając za akcją powieści można dostać zadyszki. Tyle się dzieje, tyle wokół chaosu i zmian, które powodują że książkę czyta się błyskawicznie. Jest jeszcze coś więcej. Wraz z tą książką ruszysz na prawdziwą wojnę. Wojnę z własnymi lękami…