Zwłaszcza w przededniu wojny. Koniec zbliża się nieubłaganie.
„Żniwiarz u bram” to trzecia część sagi, która zyskała sporą popularność na całym świecie. Opowiada o terrorze, strachu i dyskryminacji. Książka Sabaa Tahir od
wydawnictwa MUZA, to rasowa fantastyka, w której znajdziemy magię, przygodę i… miłość oczywiście.
Helena Aquilla, czyli Kruk Krwi ma niezwykłą misję do wykonania. Pragnie uchronić swoją siostrę, Liwię, od śmierci. Sytuacja jest bardzo skomplikowana, gdyż jej siostra spodziewa się dziecka – dziedzica tronu w Imperium, które stoi w przededniu wojny. Marcus – mąż Liwii, imperator, słucha podszeptów duchów, krzywdzi Liwię – i czeka na narodziny potomka z wielką niecierpliwością. W tle swoje niecne plany snuje Keris Veturia – jej apetyt na władzę nieustannie rośnie. Kto wygra tę batalię, a kto musi zginąć? Wydaje się, że jeszcze nie wszystko jest przesądzone.
Na drugim krańcu rozgrywa się też inna bitwa – Laia z Serry prowadzi walkę ze Zwiastunem Nocy. Zakochana w Eliasie – dżinnie, liczy na jego wsparcie i pomoc, ale czy rzeczywiście może na nim polegać? Wkrótce na jej drodze pojawia się też tajemnicza postać Kucharki. Czy Laia odkryje jej prawdziwą tożsamość? Wreszcie spotyka Kruka Krwi, jest przy porodzie Liwii, ale w ostatecznym momencie doskonale wie, że może liczyć wyłącznie na siebie. Czy przepowiednia rzeczywiście się spełni i Laia umrze? Tego oczywiście nie zdradzę, ale powiem, że na czytelnika czeka sporo zakrętów, rozczarowań przeżywanych wraz z bohaterami i mnóstwo brutalności – przez kartki niemalże czuć metaliczny posmak krwi.
Rzadko sięgam po książki z tego gatunku, ale coś mnie podkusiło, by zdecydować się na „Żniwiarza u bram”. Nie czytałam poprzednich tomów, ale to nie miało większego znaczenia, gdyż do tego świata czytelnik wprowadzany jest dość gładko. Rzeczywistość poznajemy z perspektywy poszczególnych bohaterów, obserwujemy ich przemiany, śledzimy myśli i odczuwamy napięcie związane z realizowanymi misjami. Jedyne, czego mi zabrakło, to większego zróżnicowania języka bohaterów – miałam wrażenie, że mówią jednym głosem. Poza tym, była to lektura lekka i przyjemna – dobra ucieczka od szarej rzeczywistości, która spadła na nas niczym nieoczekiwana burza, która nie chce się skończyć.