Jeśli ktoś nie czytał wcześniejszych części cyklu niech lepiej nie zaczyna od trzeciej, bo nawet po przeczytaniu połowy może nie ogarnąć zawiłości fabuły, ilości bohaterów i ich ról. Wiele straci też na odbiorze klimatu powieści, nie dostrzeże przemian, dojrzewania bohaterów. „Żniwiarz u bram” bowiem scala historie z obu poprzednich części, dając wiele odpowiedzi, ale też rodząc jeszcze więcej pytań.
A dzieje się sporo. Z jednej strony mamy Helenę Aquillę, Kruka Krwi, wierną Imperium i za wszelką cenę pragnącą chronić swoją siostrę, Liwię. Tym bardziej, że Imperatorowa spodziewa się dziecka, które może zastąpić na tronie znienawidzonego i coraz bardziej brutalnego Marcusa. Z drugiej Laię z Serry, która toczy własną walkę ze Zwiastunem Nocy, próbując przeszkodzić jego dążeniom do wyswobodzenia dżinnów. Natomiast knowaniom i manipulacjom komendantki, Keris Veturii, nikt nie jest w stanie dorównać. Czy chodzi jej o przejęcie władzy w Imperium, czy o coś więcej?
Pośród krwawych scen, walk i intryg nie może zabraknąć miejsca na uczucie. Autorka tak wzruszająco ukazuje zmieniającą się piękną, choć trudną relację Heleny i Harpera. Również Laia i Elias próbują odnaleźć się w nowej sytuacji, od kiedy ten został Łowcą Dusz.
Jeśli ktokolwiek myśli, że wie w którym kierunku potoczy się akcja powieści, czy jak rozwinie się wątek miłosny bohaterów, z pewnością jest w błędzie. Zaskakują nie tylko decyzje postaci, ale i w żadnym z wątków rozwiązanie nie jest z...