To jednak trochę zaskakujące, przynajmniej dla mnie samej, że jeśli chodzi o polskiego noblistę, znam tylko jedną jego powieść – „Chłopów”. Przypuszczam, że ta oraz „Ziemia obiecana” to dla wielu czytelników jedyny kontakt z twórczością Władysława Reymonta. Jak to dobrze, że dzięki Wydawnictwu MG oraz Klubowi Recenzenta w serwisie nakanapie.pl, miałam okazję rozszerzyć swoje czytelnicze doświadczenie z prozą tego wybitnego pisarza o „Marzyciela”.
Książka opowiada o kilku miesiącach z życia Józia – zubożałego szlachcica, który, by móc się utrzymać, podjął pracę kasjera kolejowego na prowincjonalnej stacji. Mężczyzna marzy o zmianie swego losu, o podróżach po szerokim świecie, z wielka swadą opowiada o swoich wcześniejszych wizytach w mitycznych wręcz miastach, Paryżu czy Mediolanie. Tymczasem żyje swoim małym życiem w zapomnianej mieścinie, tonącej w błocie, śniegu, wśród plotkujących i zawistnych ludzi, sam będąc w nienajlepszej kondycji moralnej. A jego dotychczasowe światowe życie okazuje się kłamstwem.
Józef jest człowiekiem małostkowym i złośliwym. Wypełnia swoje obowiązki z automatyczną precyzją, jednak ludzi traktuje instrumentalnie, nie licząc się z ich uczuciami. Syci się zazdrością o tych, którzy decydują się wyjechać z zapadłej mieściny i gonić swoje marzenia w piękniejszych miejscach, marząc o tym samym, jednak nie robiąc nic, by te mrzonki zrealizować. Do kobiet, które lgną do niego, odnosi się nieczule, znów marząc o tej, która nie jest w jego zasięgu. Nie jest postacią, którą można polubić. Jego kąśliwe uwagi wobec wszystkich, którym wiedzie się lepiej albo przynajmniej mają nadzieję na poprawę swego losu w innym miejscu, ciągłe rozdrażnienie na wieść o powodzeniu innych czynią go zgorzkniałym i okrutnym.
Ogromną wartością książki jest przedstawienie ówczesnych stosunków społecznych, przede wszystkim zmian, jakie zachodziły na tym polu. Warstwy społeczne się mieszają, a roli ich przedstawicieli już nie da się odczytać z przesłanek zewnętrznych – szlachta znika i już nie bije po oczach bogactwem i wytwornością, zwykli ludzi za to dorabiają się fortun, Żydzi nie są już tylko kupcami, chłopi zajmują się różnymi działalnościami. Ludziom przyzwyczajonym do luksusu ciężko się z tym pogodzić.
Małomiasteczkowa atmosfera jest duszna i przygnębiająca. Ludzie komentują każde zachowanie i każdą wypowiedź innych. Obserwują się uważnie i wiedzą o sobie wszystko. Środowisko zawodowe kolejarzy nie jest w niczym lepsze od ogółu społeczeństwa – pije, zazdrości, obmawia.
W „Marzycielu” ujawnia się cały zmysł obserwacyjny Władysława Reymonta. Z wielką wnikliwością i szczegółowością pokazał, jak żyje się na prowincji, jak traktują się tam ludzie, których światy zawaliły się gwałtownie i muszą odnaleźć swoje miejsce w nowej rzeczywistości. Próba wyrwania się Józia z miejsca, w którym się znalazł, przyniosła mu gorzkie rozczarowanie, wyjazd do Paryża całkowicie zmienił jego wyobrażenia o tym mieście. Nie udźwignął też wyrzutów sumienia, czy bardziej obaw, że jego przestępstwo zostanie wykryte.
Książka została napisana w 1910 roku i wykorzystuje słownictwo sprzed wieku, dlatego w dialogach między bohaterami pojawia się wiele zwrotów, których znaczenia nie znam, aczkolwiek uwiarygadnia to znacznie opowiadaną historię. Postać Józia nie budzi sympatii, lecz pokazuje człowieka pogrążonego w marazmie, rozczarowanego, ulegającego mrzonkom fantasty, bezradnego wobec zmieniającego się świata.
Czytałam „Marzyciela” z zainteresowaniem, mimo tak przykrego bohatera. Byłam ciekawa, co wyniknie z tych jego marzeń, a zakończenie okazało się dość nieoczekiwane. To nie jest utwór z kategorii rozrywkowych – warto jednak sięgnąć po niego, by poszerzyć horyzonty, zastanowić się nad kondycją człowieka.