Poproszę o bilet do innego świata, chciałabym powiedzieć do kolejowego okienka kasowego. Nachylić się do otworu wyciętego w szybie, jaka mnie oddziela od sprzedawcy i kupić bilet do inne rzeczywistości, bo wiem, że na właściwej stacji wysiądzie nowa JA, bo przecież podróże zmieniają ludzi. Potem przez okienko podałabym odliczoną sumę i odebrała bilet do raju. Za mną ogromna kolejka ludzi wszelkiej maści i ubioru, a wszyscy złączeni jednym – irytacją. I rozedrganiem, które widać po zniecierpliwionych dłoniach i rozpromienionych twarzach. Tu bowiem, na dworcu kolejowym spotykają się wszyscy. Biedni ze szlachcicami, Żyd z dorobkiewiczem, czy pan magnat ze sprzątaczem. Tu nie liczy się płeć ani wielkość posiadanego majątku. Tu liczy się pieniądze należne za bilet, które podaje się kasjerowi – Józiowi. Józio to pracownik kasy, to marzyciel i wieczny obserwator teatru ludzi, których tysiące przewija się przez stację. Nasz kasjer to też znawca i niemalże ekspert dłoni ludzkich – pulchnych, brudnych, starych, spracowanych, eleganckich, delikatnych, natarczywych...
Ale – muszę szybko nadmienić – Józio nie całe życie sprzedawał bilety. Kiedyś (miał!) inne życie, inne ambicje, inne cele i plany. Kiedyś, lecz kiedyś przewiał wiatr przeszłości i zostało to, co tu i teraz. A dziś? Dziś przyszło zbyt szybko i Józio zmuszony do pracy jakiejkolwiek by zarobić na chleb, musiał wszystko zmienić. Odwrócić głowę, marzenia i to, co kiedyś było tak blisko. Marzenia poznania dalekich krain, innych ludzi, senne wizje nowych ulic, smaków czy języków zagranicznych. To wszystko teraz było w pismach, w książkach i na mapach, które mnożyły się u niego w pokoju. Zanurzał się w nich i marzył, marzył nieprzerwanie. A potem rano schodził, bo osobowy nadjeżdżał i tłum ludzi stojących w kolejce nerwowo stukało w szybę kasy. Jakiż to absurd, myślał nie jeden raz nasz bohater – że inni wyjeżdżają taszcząc ogromne walizki kolorowe od naklejek z odwiedzonych miast, ściskają naprędce przyszykowany prowiant wystrojeni w dobrze skrojone garnitury, a on? Oddzielony od nich przeźroczystą szybą siedzi i nic. Siedzi, tkwi jak monument człowieka, sterczy jak posąg, co z cokołu zejść nie może. I wydaje resztę. Po pracy z tego żalu do siebie i świata pije, gardzi innymi ludźmi, a kobietami bawi się jak swobodny kawaler podczas gdy za oknem po torach suną pociągi do Paryża, Monachium, czy też na wybrzeże Francji i dalej aż do Ameryki. Za oknami marzenia siedzą w przedziałach, a upchane walizki i manatki zalegają stosami na półkach nad głowami.
Za oknami każdego dnia odjeżdżają marzenia Józia. Ale wreszcie nadchodzi ten dzień, moment jakiś i nasz bileter kradnie pieniądze i przeznacza je na ucieczkę do Paryża. I tu poznaje inny świat, ale jakże on próżny i inny od tego, jaki jawił mu się z kart magazynów. Jakże on brzydki i nie taki, jak w atlasach, czy na kolorowych mapach. Jakiż on miałki. Postęp i bogacenie się nie tych, którzy powinni wydobyło z ludzi ich najgorsze cechy, jak chciwość, materializm, zawiść, cynizm, czy płytkość. Wszystko jest obce i odpychające. ”(...) Pieniądz z byle parcha robi króla! … Ludzie zawsze muszą przed czymś bić pokłony, chociażby nawet przed cudzym milionem”.
Co było za granicą? Nowoczesność, która nie dawała wybawienia, a tylko regres i rozkład. Propagując i kultywując postęp człowiek sam się zniewolił, a im bardziej puchnie wiara w nowoczesność, tym bardziej człowiek staje się zniewolony, staje się niewolnikiem. W codzienności kasjera-Józia nie ma już miejsca na romantyzm, namiętną miłość, czy refleksje, nie ma miejsca na indywidualizm. Człowiek staje się masą pracującą, marionetką, nikłym trybikiem w lokomotywie szybkiego postępu. Ty pracujesz w szarym tłumie, by inni się bogacili. Powstają nowe możliwości, nowe wizje, ale człowiek? Czym jest istota ludzka w tym całym procesie tworzenia nowego?
Reymont stworzył niebywałą powieść. „Marzyciel” to książka wykraczająca poza swoje czasy. Autor myśląc perspektywicznie przeczuwał szybko zbliżającą się przyszłość, która nie była dobra. Stare nawyki ludzkie, utarte myślenie, schematyczne postrzeganie – z tym wchodzimy w przyszłość? Nowe czasy nie zmienią ludzi, co Reymont czuł, stąd i treść „Marzyciela”, klasyki polskiej literatury. To perła zanurzona w błocie, którą koniecznie trzeba wypatrzeć. To książka, która fascynuje, zadziwia, ale i bulwersuje. O czym to świadczy? O wysokiej klasy pisarzu, który trzymając czytelnika przy swoim dziele sprawia, że ten nie przerywa lektury. Czyta, by wiedzieć. Czyta, by wyciągnąć wnioski. Czyta, by dokonać własnego rachunku sumienia człowieka postępu.
Wspaniała powieść.
dziękuję sztukater