„Nie najłatwiejszą prowadź ich drogą,
Ale najpiękniejszą”
Janusz Korczak
Gdy myślę o II Wojnie Światowej często zastanawiam się „co by było gdyby?”:
Co by było gdyby, jakimś cudem Polska (i cały świat) się obroniła, gdyby Hitler nie doszedł do władzy , gdyby po prostu całej wojny nie było. Jak potoczyłoby się życie tych wszystkich straconych ludzi? Jak dziś mógłby wyglądać Dom Sierot, jak wyglądałaby historia Korczaka i jego towarzyszy?
Z racji tego, iż jestem nastawiona optymistycznie do świata, uznaję, że wszystko szłoby gładko, jak po maśle… niestety to tylko sfera marzeń.
Mimo wszystko, choć nie ma już instytucji znajdującej się przy ulicy Krochmalnej 92, pozostaje pamięć. Nie wszyscy wychowankowie Domu Sierot zmarli w czasie wojny. Wielu emigrowało na wiele lat przed jej wybuchem. Są teraz obywatelami Kanady, Palestyny, Niemiec, USA… Część już nie żyje, ze względu na sędziwy wiek, jednak Ci, którzy pozostali, pomimo pamięci nadgryzionej zębem czasu, dzielą się z nami swoimi wspomnieniami.
Jedną z takich osób jest Leon Gluzman, będący kanadyjskim biznesmenem i filantropem. W Domu Sierot znajdował się w latach 1923-1930. Przybył do tego miejsca w wieku sześciu lat, opuścił mając zaledwie trzynaście. Pomimo tak krótkiego okresu ( pan ten ma już ponad dziewięćdziesiąt lat) wspomnienia o Korczaku i całej instytucji ma wciąż głęboko w sercu.
Historię jego życia oraz tego, jak na nie wpłynął Dom Sierot razem ze Starym Doktorem poznajemy dzięki Oldze Medvedevnej – Nathoo. Faktem, który osobiście mnie zaskoczył, jest jej żywe zainteresowanie naszym językiem: studiowała polonistykę, uzyskała nawet doktorat z historii literatury polskiej. Jest też autorką wielu artykułów mówiących o literaturze, kulturze i historii naszego kraju.
Na napisanie książki mówiącej o Korczaku, jego pedagogice i wychowanku, niewątpliwie wpływa fakt, iż szczególnym zainteresowaniem autorki cieszy się psychologia dziecięca oraz relacje między dziećmi a dorosłymi. Z jej inicjatywy powstało Rosyjskie Towarzystwo Janusza Korczaka, którego była pierwszą przewodniczącą oraz Kanadyjskie Towarzystwo Janusza Korczaka, które założyła razem z przyjaciółmi. Jak widzimy jest to osoba obyta w temacie, która doskonale wie o czym mówi. Swoją wiedzę oraz doświadczenia podparła wspomnieniami Leona Gluzmana.
Jak już mówiłam trafił on do Domu Sierot w wieku sześciu lat. Stało się tak za sprawą śmierci ojca oraz co za tym idzie, trudnej sytuacji majątkowej matki. W instytucji prowadzonej przez Starego Doktora Leon nauczył się wielu pożytecznych zajęć, nabył i wyostrzył w sobie cechy pozytywne i cenione w świecie oraz dojrzał do tego, aby poradzić sobie praktycznie w każdej sytuacji.
W jaki sposób pedagogika korczakowska tego dokonała? Co robił przyszywany ojciec tych wszystkich dzieci, aby nauczyć ich tego, czego dzisiejsze szkoły nie potrafią?
Odpowiedzi na te pytania udziela nam książka pani Medvedevnej – Nathoo.
Mogłoby się wydawać, że wszystko o Januszu Korczaku i jego koncepcjach wyczytamy w Internecie czy poznamy na filmach. Okazuje się, że najlepszą nauczycielką wciąż pozostaje lektura.
Nie wiedziałam na przykład o kartkach pamiątkowych, których ilustracje znajdziemy w opisywanej pozycji czy o cukierkowych nagrodach, które przydzielał sam Janusz Korczak.
Pedagog ten uczył dzieci życia, poprzez… życie. Wykonywanie codziennych obowiązków, takich jak czyszczenie butów, obieranie ziemniaków, mycie podłogi czy pilnowanie młodszych wychowanków – wszystko to przystosowywało mieszkańców ośrodka do dorosłości, jednocześnie przyczyniając się do tego, iż Dom Sierot sam siebie utrzymywał. Oczywiście za sumienne pełnienie obowiązków dzieci były nagradzane, na zabawę tez miały czas – sam pedagog mówił, że okres zabaw jest równie ważny, jak czas nauki czy pracy.
Organizacja czasu, obowiązki, głosowania, podejmowanie własnych decyzji, wyrozumiałość i podpora, jaką był dla dzieci Dom Sierot owocowała w stu procentach.
Oprócz roli idei korczakowskich, autorka przybliża nam ówczesne spojrzenie na problem asymilacji mniejszości narodowych oraz sytuację naszego głównego bohatera Leona, po opuszczeniu instytucji.
Wszystko to składa się nie tylko na pracę o wadze historycznej, ale również intrygującą opowieść. Książkę czyta się szybko i bardzo przyjemnie, choć na końcu pozostaje pewien niedosyt. Szczerze mówiąc chciałabym, aby autorka bądź ktoś z talentem pisarskim rozbudował tę lekturę – uważam, że wyszłaby z tego książka sporych rozmiarów, nie nudząca, pochłaniająca czytelnika i dająca dużo satysfakcji.
Póki co cieszę się, że mogłam zgłębić swoją wiedzę o Korczaku oraz poznać poprzez lekturę, jednego z jego wychowanków.
Pod względem wydania nie mam żadnych zastrzeżeń. Gruba okładka utrzymana w tonacji zieleni i szarości, ze zdjęciami Janusza Korczaka oraz Leona Gluzmana. Z tyłu notka biograficzna autorki. Jest to książka dwujęzyczna (najpierw mamy tekst w języku polskim, potem w angielskim) z dużą ilością fotografii, które przedstawiają nam sylwetki mieszkańców Domu Sierot w trakcie wykonywania pracy bądź odpoczynku oraz otrzymywane przez nich nagrody.
Książka dość duża – prawie formatu A4, z lekko żółtawymi stronami oraz czcionką, która nie męczy wzroku.
Osobiście książka bardzo przypadła mi do gustu – nie jest długa, ale treściwa, dająca obraz na przeszłość. Polecam osobom zainteresowanym historią, pedagogiką korczakowską oraz na pół-fachową lekturą, w której nie znajdziecie żadnych niezrozumiałych słów.