"Wróżąc z fusów" Marceliny Szumer-Brysz to jest - w moim odbiorze - taka książka, którą czytelnik bierze do ręki, niekoniecznie wiadomo czemu (tak było w moim przypadku) - może okładka zainteresowała, albo tomik stał na półce już tak długo, że to wręcz nie wypada, więc wreszcie się po niego sięga, czy też jest on pierwszą rzeczą, która wpada w ręce w bibliotece, lub z jakiegokolwiek innego powodu, otwiera się ją z myślą "Tylko rzucę okiem na pierwszą stronę i zobaczę, czy warto", a chwilę potem jest godzinę później, zaś człowiek jest na stronie 120-tej i nie ma pojęcia, jak to się stało.
Przy czym przyznaję, że jest to książka nierówna, czy też może - ja bym z niej zrobiła dwie książki o Turcji. Jedną poważną, dotyczącą sytuacji społeczno-politycznej, Erdoğana i jego drogi do władzy, "rozdarcia" Turcji między Azją i Europą, staczania się jej w stronę dyktatury, opowiadającą o prześladowaniach dziennikarzy i naukowców, i sytuacji kobiet w bardziej tradycyjnych częściach kraju. A drugą - lżejszą i skłaniającą się bardziej ku omawianiu sytuacji obyczajowej - o tym, z czym Turcja kojarzy się przeciętnemu turyście, o psach i kotach (reportaż o psach mnie, przyznam, wzruszył niezwykle), tureckiej kuchni, osobistych doświadczeniach autorki i, rzecz jasna, o serialach. Nawet wiedząc, z czego wynika ta huśtawka tematyczna (część reportaży ukazywała się wcześniej na przestrzeni dłuższego czasu w Tygodniku Powszechnym; czytane pojedynczo w gazecie na pewno nie robiły wrażenia dość chaotycznego zbioru) dostawałam od niej zawrotu głowy i czułam się trochę jak na emocjonalnej karuzeli, bo to najpierw ze zgrozą czytam o więzieniach dla "nieprawomyślnych", w tym dla kobiet w ciąży, a chwilę później uśmiecham się do stambulskich psów. Sekundę później chłonę rozdział o syryjskich uchodźcach (odnajdując go boleśnie aktualnym), a potem - o "Wspaniałym stuleciu" (i innych serialach). Tekst o prześladowaniu naukowców sąsiaduje z tym o chrześcijanach w Turcji oraz o miejscu, w którym ostatnie lata życia spędziła Matka Boska. I tak bez przerwy. Kończąc jeden rozdział nie wiadomo, co dostanie się (zwłaszcza emocjonalnie) w następnym.
Tym niemniej, wszystkie te reportaże są bardzo interesujące i godne polecenia nawet, jeśli kogoś Turcja nigdy nie interesowała i niewiele o niej wie (a może nawet zwłaszcza wtedy). Ja w każdym razie tę książkę pochłonęłam, poczułam się zachęcona do zapoznania z innymi pozycjami autorki i już mam na warsztacie "Izmir. Miasto giaurów".