"Ale jakim cudem mogła nauczyć się samodzielności, skoro miała na imię tak samo, jak dwie inne najpopularniejsze laski w jej klasie?"
Z panią Melissą miałam do czynienia przy Błękitnokrwistych. I, mówiąc szczerze, byłam zdziwiona, kiedy dowiedziałam się, że otworzyła kolejną serię. Jednocześnie zżerała mnie ciekawość, jak autorka, pisząca o wampirach, poradziła sobie z czymś tak zwyczajnym, opisując życie każdej nastolatki.
Patrząc na okładkę od razu można domyślić się, że będzie to książka dla młodzieży. A spoglądając na ciasteczko w lewym dolnym rogu, zaraz zrobiłam się głodna. Cóż, przeszło mi, kiedy zobaczyłam na nim kościotrupią czaszkę xD
W całej serii Klika z San Francisco (co za nic nie ma nic wspólnego do tytułu oryginału) mamy do czynienia z grupą tzw. szkolnych modnisi. Ashleyki (tak, każda ma to samo imię) rządzą i nikt nie ma prawa się z tym nie zgodzić. Jednak, kiedy do klasy wraca niepozorna Lauren, którą zawsze traktowano jak ofiarę, coś zaczyna się zmieniać. Dziewczyna jest tak odmieniona, że wszyscy walczą o jej względy. Ta natomiast chętnie dołączy do Ashleyek. Ale tylko po to, by jak najszybciej je zniszczyć.
Muszę szczerze przyznać, że początkowo, główna bohaterka niezmiernie mnie irytowała. Rozumiem, że kiedy jej tata się wzbogacił, dziewczyna może żyć lepiej. Ale helloł! Bez przesady! Zmieniać z dnia na dzień bluzę z secondhandu za parę groszy na oryginał od najdroższych projektantów, za jakieś 900$?! Uhu, komuś tu odbiła palma! A w dodatku uważa, że jak wygląda ładniej (i drożej) to już zaprzyjaźni się z najfajnieszymi ludźmi w szkole i podrywać najlepszych chłopaków, którzy wcześniej nie chcieli nawet na nią spojrzeć. Metamorfoza, ok, ale jakby to było, gdyby każdy z nas zachowywał się inaczej w zależności od tego, w co akurat jest ubrany? I - dwunastolatka?! Z manicure?! Z pośród wszystkich bohaterów najbardziej polubiłam A.A. i Lily.
Jak przystało na typową młodzieżówkę, nie zabraknie tu zamieszań między dziewczynami a różnymi chłopakami. I związek, które na początku wydaje się jasny, klarowny i oczywisty, na końcu może się nieźle skomplikować. Niestety, część z nich jest dość przewidywalna.
Jednakowoż stwierdzam, że autorka musi mieć jakieś kompleksy :) Jeżeli czytaliście Błękitnokrwistych lub moją poprzednią recenzję zauważyliście, że mnóstwo jest tam nazw sklepów, firm i ogólnie opisów metek drogich ubrań. Tu będzie to samo. Może nie w tak dużym stopniu, ale będzie.
Następne podobieństwo do wcześniej wspomnianej książki to przenoszenie się od bohatera do bohaterka, każdy rozdział przybliża nam inną postać. Nie jest to w sumie takie złe, ja jednak za tym nie przepadam, ponieważ zdarza mi się pogubić.
Szczerze przyznaję, że rozbawiły mnie tytuły rozdziałów, np. A.A. to nick Ashley Alioto, a nie rozmiar jej stanika albo Zadzwonić do chłopaka: 10 centów za minutę. Satysfakcja, gdy odbierze: bezcenna lub Chłopak-Ciacho: idealny materiał na OTP (Oficjalny Trzymacz Parasola).
Więc, gdybym chciała podsumować, pozycję te polecam przede wszystkim młodzieży. Nie brak tu dowcipnych tekstów, a każda z dziewczyn znajdzie zapewne w swojej szkole takie Ashleyki. Co prawda, miałam wrażenie, jakbym czytała o 15-16 latkach, a nie dziewczynach z 6 klasy podstawówki. I, choć tematyka zupełnie różna, można łatwo rozpoznać styl pisania pani Cruz.
"O ile mama była kimś w typie Gwyneth Paltrow, Ashley z pewnością stanowiła jej młodszą i subtelniejszą wersję. Reprezentowały typ delikatnej blondynki o budzących szczerą zawiść szczupłych ramionach i szybkim metabolizmie."
Melissa De La Cruz
Klika z San Francisco: Uwaga! Nowa Twarz!
The Ashleys: There's a New Name in School
Stanisław Kroszczyński
Wydawnictwo Jaguar
304 str
2011