„POŁAWIACZKA PEREŁ” Karin Erlandsson
Wyobraźnia potrzebuje tylko kilku gwoździ, by na nich porozwieszać swoje welony. A czy są to gwoździe złote, blaszane czy nawet zardzewiałe, to nie gra żadnej roli. Wyobraźnia wiesza gdziekolwiek się da. Ciernie czy róże, z chwilą kiedy osłoni je welon utkany z promieni księżyca i perłowych lśnień, stają się bajką z tysiąca i jednej nocy.
Ja podszeptuję do twojej wyobraźni, by puściła wodze. Dlaczego? Bo wtedy odkryjesz piękno... w wodnych toniach. Szukaj go w wyjątkowych miejscach... na dnie mórz, ale i szybko pędzących rzek. Zdaj się na instynkt, dotyk, dziwne przeczucia. One śpiewają. Kto? - zapytasz – Muszle? Ryby? Nie, szybko odpowiada Karin Erlanadsson – śpiewają perły. Każda barwa inaczej. Są czerwone, czarne, mieniące się tysiącem barw, jak tęcza. A jak one śpiewają. Jak porywają swymi tonami. Jednak inaczej śpiewa Źrenica Oka. To wyjątkowy kamień, którego tak wielu poławiaczy pożąda i pragnie.
Owe uczucia szybko stają się obsesjami, a to nic dobrego. Poszukiwacze pereł na szalach wagi kładą swoje życie. Tracą je w zaślepionym pragnieniu znalezienia Źrenicy Oka. Nikt z takich wypraw nie wraca. Wiele dzieci zostaje osieroconych. Szczęściarze trafiają do bidula, ale wtedy to już nie jest życie, wtedy to tkwienie w samotności i w tęsknocie. Perła odbiera dzieciom rodziców, bo kochająca mama wyrusza na poszukiwanie męża. I nikt z nich nie wraca. Nikt nikogo nie znajduje. A co z dzieckiem? Zostaje mu odebrana beztroska, głośny śmiech, przytulenia w ramionach ukochanych. To klątwa Źrenicy Oka. „To pragnienie, żeby już nigdy niczego nie pragnąć. Byleby znaleźć Źrenicę Oka, a będzie się mieć WSZYSTKO”.
Prawdą jest, że ”(...) Człowiek musi czegoś chcieć, bo gdyby nie pragnął, nigdy by niczego nie zrobił. Nie zjadłyby budyniu migdałowego, nie usiadłby przy ognisku, żeby pogadać, i nie zrobiłby koziego sera. Pragnienie trzeba postrzegać, jak coś najpiękniejszego, coś, bez czego nie można żyć”. Lecz gdy staje się klątwą, staje się śmiercią samą w sobie. Moim opętaniem stała się „Poławiaczka pereł” Karin Erlandsson. Niesamowita pod każdym względem książka z gatunku tych, które kwalifikuje się w dziele młodzieży i dzieci. Okładka pełna detali, rysunkowych szczegółów, a fabuła od pierwszych stron porywa w wir, by dopiero przy ostatnim zdaniu wypluć cię na powierzchnie.
Treść powieści, osoba tytułowej Mirandy, czy wszystko to, co wykreowała autorka... To wszystko chwyta za serce, umysł i duszę. W złych postaciach próbujesz doszukać się dobra, wierzysz w uczciwość. Budzi się w tobie dziecko, które naiwnie ufa. Przecież nawet Iberis – tajemnicza postać o białych włosach też gdzieś musi mieć serce. Czy ona nigdy nie kochała nikogo poza... Źrenicą Oka? Za nikim nigdy nie tęskniła?
Ta powieść oplotła mnie – nie mułem, czy glonami, absolutnie nie. Oplotła mnie urokiem, czarem i tajemniczością. Zafascynowała. Dała inny, wodny świat, porywając w swą toń.
Fabuła i styl jej prowadzenia magnetyzują. Wchodzisz w powieściowy wodny świat, a twój ziemski przestaje istnieć. Bo, czy chcesz, czy nie, perła – najcenniejsza z najcenniejszych, wyjątkowa Źrenica Oka rzuciła na ciebie klątwę.
„Pragnienie nie może stworzyć blasku w morzu. Pragnienie nie tworzy niczego, co mogłabyś posiąść, pragnienie jest niczym...” ale każdy, kto choć raz zapragnął i pożądał... wyruszy na poszukiwanie Źrenicy. Ja też wyruszyłam, ale tylko dlatego, by zrozumieć, że nie kamień jest najważniejszy. Jedząc obrane jabłko z miodem uzmysłowiłam sobie, że to człowiek, że pragnienie bycia u boku kogoś – to jest SKARB. Ciepło ciała drugiego człowieka.
dziękuję nakanapie i @dwukropek @wydawnictwodwukropek