Chrześcijaństwo mierzy się z kryzysem. Prawdopodobnie wielokrotnie słyszeliśmy takie stwierdzenie i zdaje się ono być prawdziwe, przynajmniej w przypadku tzw. „świata Zachodu”. Globalnie rzecz ujmując wciąż wiele osób przyjmuje wiarę w Jezusa Chrystusa jako osobistego zbawiciela. Dzieje się to głównie w krajach afrykańskich oraz w Azji, gdzie wiąże się to nawet z prześladowaniami religijnymi. W tym samym czasie jednak w Europie i Ameryce Północnej kościoły chrześcijańskie pustoszeją. Można to ignorować, ale trudno ten fakt przeoczyć.
„ŻEBY UZDROWIĆ KOŚCIÓŁ, NALEŻY OCZYŚCIĆ GO Z PATOLOGICZNYCH DUCHOWNYCH”
Jan P. Strumiłowski postanawia się z tym zagadnieniem zmierzyć. Jego książka stoi w opozycji do zamiatania problemów pod dywan. Podoba mi się to, że otwarcie pisze o bolączkach. Nie ucieka od niewygodnych tematów. W pierwszym rozdziale („Sól, która traci smak”) wyciąga na światło wiele z tego co zarzuca się dzisiejszemu Kościołowi Rzymskokatolickiemu. Tu potrzebne jest doprecyzowanie, że należący do zakonu cystersów Jan Strumiłowski nie tyle odnosi się w swojej książce do kryzysu chrześcijaństwa, co właśnie do problemów z jakimi boryka się katolicyzm. Podtytuł jego książki jest najlepszym streszczeniem całej jej treści: „Pomieszanie pojęć i przyczyny kryzysu w Kościele”.
Punktem wyjścia rozważań autora jest zwrócenie uwagi czytelnika na to, że w obecnym czasie wiele kwestii jest opacznie pojmowanych. Skutki są mieszane z przyczynami. To co jest dziś widocznym problemem kościoła, często przedstawia się jako katalizatory kryzysu, podczas gdy (przynajmniej według optyki autora) jest to już pokłosie wcześniej popełnionych błędów.
„Najgorszym objawem (kryzysu) są jednak nie tyle same skandaliczne grzechy duchowieństwa, ile brak reakcji ze strony przełożonych, a czasami reakcje nieewangeliczne, polegające na ukrywaniu sprawców obrzydliwych przestępstw. Żeby uzdrowić Kościół, należy oczyścić go z patologicznych duchownych. Kościół winien więc dokonać oczyszczenia poprzez samooskarżenie”.
W wielu miejscach książka Jana Strumiłowskiego przyjmuje ton oskarżycielski. Nie chodzi tu o nieuzasadnioną krytykę. Autor po prostu widzi chore miejsca, i otwarcie o tym pisze - nie aby zadać ból, ale aby rozpocząć proces uzdrowienia. Postawienie właściwej diagnozy zawsze powinno być pierwszym krokiem przed wdrożeniem leczenia. Jestem przekonany, że o ile „Zachwiana hierarchia” zostanie przeczytana i poważnie potraktowana w gronie tych, którzy mają moc zmienić cokolwiek w kościele – książka ta przysłuży się dobru. Zgadzam się z autorem, że Kościół winien dokonać oczyszczenia. Powiem więcej – Kościół stale powinien się oczyszczać i trwać w czystości – tylko wtedy będzie prawdziwym Kościołem.
W OBRONIE KOŚCIOŁA
Ten kto planuje sięgnąć po „Zachwianą hierarchię” aby doładować sobie magazynek pociskami wymierzonymi przeciwko kościołowi srogo się rozczaruje. Autor sam siebie postrzega jako sługę Kościoła i choć nie neguje trwającego (a nawet przybierającego na sile) kryzysu, to jednak jest obrońcą, a nie napastnikiem. Zło nazywa złem, ale w Kościele widzi dobro, które pochodzi nie z tego świata, ale od samego Boga. Właśnie to napięcie między tym co ze świata i tym co spoza świata jest osią rozważań Jana Strumiłowskiego.
Prawdziwy Kościół ma pozaziemskie korzenie. Dlatego nie podlega też wielu ziemskim prawom. Dzięki temu również posiada odpowiedzi, których nie można znaleźć nigdzie indziej. Kryzys z jakim dziś się mierzy wynika w dużej części z tego, że próbuje dopasować się do naszych czasów, tracąc przy tym swoją prawdziwą tożsamość:
„Cóż jednak ma nam do zaoferowania duchowość, która nie wyrywa nas ponad to, co ludzkie, a jedynie pielęgnuje, hołubi i temu sprzyja? Czy nie brzmi to jak pogaństwo? Cóż ma nam do zaoferowania życie duchowe, jeśli maksymalizuje nasze naturalne życie doczesne, lecz nie jest w stanie wprowadzić nas w życie Boga? Czy religia w ten sposób nie staje się dokładnie tym samym, co ma nam do zaoferowania świat, jedynie przyobleczonym w konwencję duchową? Czy duchowość w takiej perspektywie nie staje się rzeczywiście czymś absurdalnym, co prędzej czy później będzie musiało skapitulować?”
Przez kolejne rozdziały autor wskazuje na wielką wartość jaką kryje w sobie Kościół – skarb, który pochodzi nie z tego świata. Bóg oferuje odpowiedzi, których nie znajdziemy w nauce. Oferuje prawdziwą wolność i szczęście, a nie jedynie imitację tychże. Większość z szesnastu rozdziałów książki oparta jest o swoistą dychotomię, w której zmuszeni jesteśmy funkcjonować: „Psychologia i duchowość”, „Doskonałość i ludzkie aspiracje”, „Kościół i świat”, „Rozum i wiara”, „Religia i kultura”, „Miłość Boska i ludzka”, etc.
WERDYKT
„Zachwiana hierarchia” to lektura bardzo wartościowa, którą szczerze polecam. Nie ustrzegła się jednak kilku mankamentów. W moim odczuciu autor niepotrzebnie wielokrotnie powtarza te same myśli. Wyraża je innymi słowami, ale de facto wciąż forsuje swoją tezę, którą postawił już na początku książki. Z tego powodu lektura momentami była dla mnie nużąca. Otrzymujemy morze tekstu podzielone na rozdziały, ale nie pogniewałbym się na większą ilość akapitów, podkreślenie głównej myśli czy wprowadzenie czytelniejszej struktury.
Nie zmienia to jednak moich ciepłych odczuć względem tej lektury. Cieszę się, że się z nią zmierzyłem. Fragmenty zdecydowanie zachęciły mnie do pogłębionej refleksji. Na niektóre kwestie spojrzę z nieco innej perspektywy niż dotychczas. Autora czyta się dobrze – używa zrozumiałego języka i trafnych ilustracji. Chętnie w przyszłości wrócę do kolejnych jego książek.