O twórczości Patricka White'a dowiedziałam się czytając blogi książkowe, ale nie te z recenzjami nowości. Natknąwszy się więc na jego książki w trakcie przeglądania półek w bibliotece, od razu zwróciłam uwagę na intrygująco brzmiący tytuł jednej z nich. Bo czymże jest wiwisekcja:
– doświadczalnym zabiegiem na żywym zwierzęciu
lub
– szczegółową analizą czyjejś osobowości; krytyką.
W zasadzie mamy w powieści do czynienia z jej obydwoma rodzajami. Tej będącej doświadczalnym zabiegiem na żywym wprawdzie nie zwierzęciu, ale stworzeniu jako sześcioletnie dziecko doświadczył na sobie, przede wszystkim zaś na swej psychice bohater książki, Hurtle, gdy matka, którą kochał bardzo, zdecydowała się oddać go, a raczej sprzedać za 500 dolarów zamożnej rodzinie Courtneyów, by w ten sposób – jak sądziła – dać mu szansę na lepsze życie. A tę drugą, polegającą na obnażaniu w sposób wręcz okrutny słabości i braków innych, uprawiał on sam, w swoim w dużym stopniu wynaturzonym malarstwie. Bohaterem "Wiwisekcji" bowiem jest najpierw przyszły – bo poznajemy go jako małego chłopca, nadzwyczaj inteligentnego, już potrafiącego i lubiącego czytać, jednak najbardziej zafascynowanego malarstwem i próbującego swoje wizje uwieczniać na razie chociaż na ścianach – a później już rzeczywisty artysta malarz, który, mimo iż jego obrazy są dziwne i niezrozumiałe, znajduje na swą twórczość nabywców i odnosi sukces. Jako człowiek to egocentryczny odludek, nie liczy się dla niego nic poza własnym malarstwem, w którym dąży do wiernego oddania prawdy w idealnym świetle – co, można rzec, jest jego obsesją, sprawiającą, że jego obrazy powstają w ogromnym twórczym trudzie. Niemniej, jak sam twierdzi: "Ale co to znaczy szczęście? Szczęściem było malowanie pomimo wszystkich udręk i porażek"*.
Długo trwała moja lektura "Wiwisekcji", gdyż cały styczeń poświęciłam na wczytywanie się w te ponad 700 stron świetnej powieści, w której Patrick White snuje niezwykle wnikliwie i sugestywnie historię o egocentrycznym australijskim malarzu Hurtle'u Duffieldzie, artyście pełnym sprzeczności oraz niepokojów intelektualnych i moralnych, a także ciągłych obaw o swój dar malowania, w którym skupia się głównie na poszukiwaniu prawdy poprzez coraz to nowe środki wyrazu. Pisarz w niezwykle naturalistyczny sposób potraktował opowieść o skomplikowanym życiu malarza i jego odbiorze świata zewnętrznego, a także męce twórczej, w jakiej jego wizje zamieniają się w dziwne, nawet szokujące obrazy. To w pewnym sensie może nawet razić, ale książka ma tak specyficzną poetykę i klimat, że summa summarum to wszystko sprawia, iż chociaż nie jest łatwa w odbiorze, dobrze się ją czyta. A dość długie życie bohatera, naznaczone trudnymi relacjami z innymi, niezrozumieniem, jakie odczuwał szczególnie jako dziecko i nastolatek, oraz ciągłą walką wewnętrzną, pozostaje na długo w pamięci.
Można by wiele pisać o "Wiwisekcji", bo to wielowątkowa powieść ukazująca przekrój społeczny Australii na przełomie XIX i XX wieku i na tym tle bohatera, który wskutek przejść w dzieciństwie i okresie dojrzewania zamyka się całkowicie na kontakty ze swoją biologiczną oraz przybraną rodziną i nigdy nie nawiązuje trwałych relacji z kobietami, a dopiero u schyłku życia otwiera się na swą przybraną siostrę, która będąc kaleką, zawsze budziła w nim sprzeczne uczucia. Jest tu również czas I wojny światowej, w której już jako siedemnastolatek bierze udział – wybierając front, by uciec nie tylko przed narzucaniem mu swej woli przez przybranych rodziców, ale również przed seksualnymi zapędami przybranej matki. Są też trudne początki malarskiej kariery, w której pomaga mu właściciel galerii obrazów, zakochany w nim homoseksualista. Ale jedno mnie zastanawia, mianowicie czy polski tytuł oddaje sedno tego, co autor chciał przekazać czytelnikom. Angielski tytuł "The Vivisector" ma charakter osobowy, gdy polski – rzeczowy. Czyż zatem ten drugi (przełożyła, a zatem i tytułem opatrzyła powieść Maria Skibniewska) nie powinien brzmieć "Wiwisektor", nie "Wiwisekcja"? Dlaczego tak sądzę? A dlatego, że Hurtle przez całe życie prowadzi walkę wewnętrzną nie tylko ze sobą i swoimi lękami, ale również z Bogiem, którego nie odrzuca, nie będąc też jednak do końca przekonany, czy wierzy w niego, czy nie, i zastanawia się, kim Bóg jest:
"Kiedyś napisał:
Bóg Wiwisektor
Bóg Artysta
Bóg
I otoczył starannie ozdobną ramką tę sentencję, której nigdy nie dokończył"**
A zatem czy Bóg jest bardziej stwórcą, czy tym, co boleśnie doświadcza?
---
* Patrick White, "Wiwisekcja", przeł. Maria Skibniewska, wyd. PIW, 1973, str. 311.
** Tamże, str. 361.