„ Zostać członkiem tej rodziny to zapewne jakiś krok, chociaż trudno powiedzieć, że w jakimś kierunku ”
Ivy Compton-Burnett angielska pisarka w naszym kraju niemal nieznana, żyła w latach 1884 - 1969. Cóż się dziwić skoro i w jej własnym kraju wiedziano o niej niewiele. Żaden pismak nie był w stanie niczego o niej wywąchać, żadnych skandali , żadnego udzielania się publicznego, żadnych dobroczynnych akcji, nie należała też do żadnych organizacji . Była do tego stopnia tajemnicza, skromna i nie poznana , iż zaczęto ją nazywać '' angielskim sekretem ''. Napisała dwadzieścia powieści z czego omawiana '' Dom i jego głowa '' jest szóstą z kolei, pierwszy raz opublikowaną w roku 1935 .
Cała powieść składa się niemal z samych dialogów i mimo że nie ma w niej klasycznego podziału na role, ja czułam się jak w teatrze, każda z postaci w tej książce grała swoją rolę, mniej lub bardziej udanie, ale grali wszyscy. Oto scena pierwsza, Bożonarodzeniowy poranek roku 1885, oto Duncan Edgeworth Sześćdziesięcio sześcioletni despotyczny starszy pan, traktujący wszystkich z góry z wrodzoną nonszalancją, niezależnie czy to jest jego drobna cichutka żona Ellen, czy któraś z córek , Nance lub Sibyl, czy w końcu osierocony bratanek, Grant. Duncan dla wszystkich jest jednako cierpki, złośliwy i wyniosły . Od razu widać kto jest tytułową głową tego domu . Ja ujrzałam jak żywą , w swojej wyobraźni, postać Ebenezera Scrooge'a, bo jak mniemam właśnie tak, lub bardzo podobnie, powinien wyglądać wizualnie Duncan Edgeworth. Scena druga wyjście do kościoła , scena trzecia rozmowy pod kościołem, gdzie nasza rodzinka spotyka inne podobne sąsiedzkie rodzinki tworzące coś na kształt '' towarzystwa wzajemnej adoracji '',co im w żaden sposób nie przeszkadza, oprócz adorujących, wypowiadać kwestie zupełnie przeciwne. Jednak jest to robione w taki sposób jakby owe osoby skorzystały z jakiegoś super dobrego szkolenia z posługiwania się słowami . Jak ci wszyscy współcześni sprzedawcy, którzy przechodzą specjalne kursy, by '' zakręcić '' potencjalnego klienta i umieć wcisnąć mu każdy bubel .Dialogi są tak niesamowite, że warto tę pozycję przeczytać jak nie dla całej treści, to chociaż dla tych dialogów . Mnie czasami bawiły , czasami wprawiały w smutek, jednak na pewno nie pozostawiały obojętną . Autorka wkładając w usta swoich bohaterów, takie a nie inne kwestie, dowiodła moim zdaniem, mistrzostwa w posługiwaniu się słowem . Potrafiła słowami i ich znaczeniami żonglować niczym kuglarz piłeczkami i żadna jej nie wypadła z rąk . Te dialogi to podstawa, siła i kwintesencja tej powieści . Są wykwintne, czasami filuterne lub krotochwilne , ale zawsze w dobrym guście. Są jak cieniutkie szpileczki z brylantowymi główkami wkłuwane wszystkim naokoło, jednak mało kto to zauważa. A jak nawet zauważa, odpłaca się jeszcze wymyślniejszą szpileczką , z jeszcze droższym brylancikiem .Czasem uwagi wypowiadane są pod nosem , że niby nic, ale jednak na tyle głośno by zainteresowana osoba uchwyciła ich sens.
A wracając do treści, żona głowy domu umiera. A wtedy dopiero zaczyna się prawdziwa '' jazda '' Dunncan po niedługim czasie, sprowadza do domu drugą żonę, Alison 28 letnią kobietę, czyli '' tylko '' cztery lata starszą od swojej starszej córki Nance i teraz będzie się dopiero działo :). Ale co ? to już musicie doczytać sobie sami . Polecam tę książkę, jednak tylko czytelnikom uważnym , gdyż trzeba ją czytać w skupieniu, by czytać ze zrozumieniem , inaczej czasami można się pogubić kto do kogo mówi i CO mówi. Witamy więc w tej tradycyjnej wiktoriańskiej rodzinie i w gronie jej znajomych . Pooglądajmy, jak to w teatrze jak zrzucają swoje co raz to inne skóry, niczym węże i jak okazują się wcale nie takimi jak ich widzieliśmy na początku. Na koniec naszła mnie konkluzja, czy aby wiktoriańskie rodziny aż tak daleko odbiegały od współczesnych ? Poza zdecydowanie mniej kwiecistym językiem, zachowania są całkiem podobne. Ale to już pozostawiam do waszej własnej oceny, po przeczytaniu rzecz jasna :)