Czasami zdarza się tak, że wyrabiamy sobie zdanie o książce nawet do niej nie zaglądając. Starczy okładka, blurb, tematyka i ogólne wrażenie. Widzimy, że wszystko to nie odpowiada naszym upodobaniom i od razu nastawiamy się negatywnie. Zresztą właśnie taka sytuacja miała miejsce podczas mojego pierwszego zetknięcia z książka pt. „Wilczy miot” autorstwa S.A. Swann’a, a wydanej przez wydawnictwo Prószyński i S-ka. Książka ta jest pierwszą, z kilkunastu powieści tego amerykańskiego autora, wydaną w Polsce.
Zacznijmy od okładki, która nie zachwyca zupełnie. Słaby rysunek, typowy dla książek fantastycznych, wskazujący na to, że trzymamy w ręku coś, co nie różni się niczym od innych książek. Do tego blurb, który w zaledwie czterech zdaniach zdradza wszystko, co w książce ma się wydarzyć. Nie pozostawia cienia ciekawości i zagadki. Dodatkowo opinia Georga R. R. Martina, która kończy się przymiotnikiem „rozkoszna”, zdecydowanie nie nastawia do lektury pozytywnie, a tylko sprawia, że podśmiewujemy się delikatnie pod nosem. Również świadomość, że jest to pierwsza część trylogii nie nastraja pozytywnie, bo tylko potwierdza stereotyp, że książki o tematyce fantastycznej muszą być długie, wypchane po brzegi i przedobrzone.
No ale jako, że nie należy oceniać książki po okładce przejdźmy do treści. Tutaj czekać będzie na Ciebie, drogi czytelniku, największa niespodzianka. Ta książka nie jest gniotem! „Wilczy miot” jest pozycją napisaną z wyczuciem, umiarem i całą paletą emocji. Jak przebrniemy przez kilka pierwszych stron, które chcąc nie chcąc przesiąknięte są naszą niechęcią pochodzącą jeszcze z pierwszego wrażenia, okazuje się, że książka wcale nie jest taka zła.
„Wilczy miot” opowiada o Lilii, jedynej ocalałej dziewczyny z grupy dzieci, które zostały wychowane przez wilka, nad którymi władzę i kontrolę sprawują Krzyżacy. Jest ona potwornie brutalną, przerażającą i skuteczną bronią w walce z poganami. Jednak, gdy Papież zauważa czyhające z jej strony niebezpieczeństwo wysyła swojego wysłannika z misją, mającą na celu zlikwidowanie Lilii.
Lilia, która oczekuje na swojego pana, komtura krajowego, brata Erharda von Stendala, w wieży w Johannisburgu, postanawia uciec. Po brutalnym zabójstwie kilkunastu strażników udaje jej się dostać do lasu. Tam, obolałą i zranioną, znajduje ją Uldolf, przybrany syn tutejszego mieszkańca. Opowieść się zaczyna i trzyma w niesamowitym napięciu do samego końca. Z pełną świadomością można powiedzieć, że jest to książka, którą czyta się jednym tchem, a każda chwila bez niej jest bardzo irytującą. Czytelniku, zapowiadam Ci, będziesz chciał wiedzieć co się dzieje na kolejnej stronie, nawet nie zorientujesz się, gdy dotrzesz do końca opowieści.
Świat przedstawiony jest spójny i wiarygodny, chociaż bardzo brutalny, dosłowny i wyrazisty. Opisy, zawarte w opowieści, są dobrze dobrane do akcji i mają odpowiednią objętość, a na dodatek są bardzo realistyczne i dosadne. Ogólne wrażenie techniczne jest bardzo dobre.
Jeżeli chodzi o konstrukcję bohaterów to jedynie Lilia, pół człowiek, pół wilk, jest odrobinę jednostronna i mdła. Poza rozrywaniem ludzi na strzępy i lękliwym podejściem do świata głównie tuli się do piersi Uldolfa. Staje się to szczególnie komiczne, gdy czytamy podobny opis po raz kolejny z rzędu. Jednak muszę przyznać, że wątek damsko- męski jest elektryzujący i namiętny, co jest ogromnym plusem całej tej historii.
Właściwie jest to opowieść ociekająca krwią, a spięta jest w całość namiętnością i barbarzyństwem. Cóż… rozprawą filozoficzną książka ta nie jest, ale po raz kolejny muszę powiedzieć, że w czytaniu chodzi głównie o emocje. Tych Wam tutaj nie zabraknie. Polecam.