Pomimo, iż akcja powieści Emmy Rous rozgrywa się w całkiem współczesnych czasach, na każdym kroku czuć mroczny, wiktoriański klimat. Bliźnięta znad klifu miały być porywającą rodzinną sagą, kipiącą od skrywanych sekretów, namiętności, miłości i nienawiści. Początek przypominał moje ulubione, najlepsze powieści Kate Morton. Niestety, z każdą wyjaśniającą się zagadką, z każdą kolejną ofiarą, wykonanie stawało się coraz bardziej kiepskie. Zwroty akcji coraz bardziej nieprawdopodobne, relacje między postaciami jak żywcem ściągnięte z Mody na sukces. Nie takie oczekiwania miałam biorąc książkę do ręki.
Mimo wszystko, może komuś się spodoba. Wszak klimat nadmorskiej posiadłości rodzinnej w angielskim Summerbourne może urzec. Akcja powieści rozgrywa się dwutorowo, w dwóch perspektywach czasowych. Wydarzenia z 1992 roku, roku narodzin głównej bohaterki - Seraphine - poznajemy z perspektywy Laury, która była w tym czasie nianią jej starszego brata. Współczesna akcja, rozpoczyna się od porządkowania rzeczy po zmarłym w nieszczęśliwym wypadku ojcu, a narratorką wydarzeń jest sama Seraphine. Odkrywa ona pewną nigdy nie widzianą fotografię z dnia swych narodzin, ostatnią na której znalazła się jej matka, tuż przedtem jak skacząc z klifu odebrała sobie życie. Zastanawiające, że choć Seraphine ma brata bliźniaka, na zdjęciu jest tylko jeden noworodek. Od pewnego czasu dziewczyna ma pewne podejrzenia, co do swojego pochodzenia. Podsycają je miejscowe legendy o bliźniętach i skrzatach z Summerbourne. Kiedy Seraphine na poważnie zabiera się za wyjaśnienie zagadki swego pochodzenia, ktoś zdaje się ustawicznie chcieć jej w tym przeszkodzić.
Co takiego wie Laura? Jaką rolę w wydarzeniach sprzed lat odegrał tajemniczy wujek Alex? Co ukrywa nestorka rodu, dominująca i porywcza babcia Vera? To tylko część pytań, na które odpowiedzi znajdą się na końcu lektury. Książka jest idealną lekturą na długie, jesienne wieczory. Wzbudzi trochę emocji i dostarczy dreszczyku grozy. Niestety, nie była tak dobra, jak się spodziewałam, niemniej jednak nie odradzam lektury całkowicie.