"Wiemy, że pamiętasz" na początku przyciąga do siebie niesamowicie klimatyczną okładką. Gdybym miała wskazać taką, którą złapię w księgarni na półce, by chociaż sprawdzić cóż to w ogóle jest, to byłaby właśnie ta. Jestem okładkową sroką i, jak już wspominałam wiele razy, chętnie łapię za książkę tylko ze względu na to, że spodobała mi się okładka i nie, nie oceniam po niej, ale również nie czytam opisu, nie czytam recenzji, opinii, tylko zaczynam czytać i pozwalam się zaskoczyć tym, co znajdę w środku. Ale nie tym razem!
Tym razem było tak, że jak tylko zobaczyłam w zapowiedziach Tove Alsterdal, to wiedziała, że to kryminał i wiedziałam od razu, czego mniej więcej mogę się po niej spodziewać i nie miałam nic przeciwko, mimo że z kryminałami szwedzkimi mam problem, bo są długie, ciągną się bardzo powoli i, mimo że faktycznie trzymają w napięciu, to osobiście wolę jazdę bez trzymanki. Któż by się spodziewał, że wśród tych spokojniejszych, ale o wiele bardziej niepokojących znajdą się książki tej autorki, na które będę czekać?
O czym zatem tym razem opowiada nam autorka? Wpadamy z impetem do małego miasteczka, małej społeczności i od razu wiemy, że będzie mrocznie, będą tajemnice i sekrety, a ludzie zakonserwowani na swoich i niechcący dopuścić obcych, nowych twarzy. W tym wszystkim poznajemy głównego bohatera, Olofa. Chłopak w wieku czternastu lat przyznaje się do morderstwa, a po ponad dwudziestu latach znajduje martwego ojca w miejscowości, do której postanowił wrócić, mimo że wiedział jak ludzie na to zareagują. Wszak uważany za mordercę jest z góry podejrzany również o to, że zabił własnego ojca. Małe społeczności nie wybaczają i nie zapominają, więc oczywiście od razu Olof jest z góry skazany na nieprzychylne spojrzenia, szepty za plecami i przypominanie, że nie jest ani odrobinę mile widziany w rodzinnej, zapyziałej mieścinie.
Sprawę morderstwa prowadzi Eira, która ma również własne problemy, a jednym z nich jest jej matka, która ma zaniki pamięci. Kobieta lata temu Olofa wyobrażała sobie jako koszmar i, jak pewnie wielu dzieciom wtedy, wmawiano, że jest on potworem. Czy to wpływa na jej obiektywizm wobec mężczyzny? I przede wszystkim czy jest on winny?
Ostatnio można spotkać wiele powieści kryminalnych, także tych w nurcie domestic noir, które są napisane znanym schematem, ale niezwykle ciężko być przy tym oryginalnym i zaskoczyć czytelników. Alsterdal poszła ścieżką znaną, czyli osadziła akcję w małym miasteczku, w społeczności, która jest zamknięta, wręcz hermetyczna i nie dopuszcza innych do siebie, a przy tym ma swoje na sumieniu. Sekrety, kłamstwa, tajemnice, szepty, plotki, strach i żal w tych ludziach powoduje, że czytelnik się zastanawia czy ktokolwiek mówi prawdę.
I główny bohater. Czy można zapomnieć o przeszłości, o złych rzeczach, jakie się uczyniło? No i przede wszystkim, czy jest on winny zabójstwa ojca... ale także tego sprzed dwudziestu lat? Mieszkańcy są o tym przekonani.
Niespieszny, mroczny, niepokojący kryminał, a przy tym zaskakujący i sprawiający, że czytelnik sam już nie wie kto kłamie, kto jest dobry, a kto zły. Do tego przesiąka się podczas czytania zapyziałością miasteczka i jego mieszkańców jednocześnie im współczując i dziwiąc się ich zachowaniu.
To jedna z tych książek, które idealnie nadają się na jesienne wieczory przy kominku z kubkiem herbaty w ręku, kotem i kocem na kolanach!
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Sonia Draga.