Tę książkę (opowiada prawdziwa historię) powinien przeczytać każdy wielbiciel i szczęśliwy posiadacz kota. Ale nie tylko, również psa. I to jeszcze za mało. Odyseję kota imieniem Homer powinien przeczytać każdy, gdyż powieść ta uczy życia, uczy miłości, przyjaźni, tolerancji, zaufania i wyrozumiałości. Daje wiarę, nie tylko w cuda, nie tylko w świat ale przede wszystkim w samych siebie.
Bo przecież „Nigdy nie wiadomo na co naprawdę Cię stać.”
Gwen właśnie rozstała się z narzeczonym, zabrała więc swoje dwa koty i zamieszkała na czas jakiś u koleżanki. To nie był czas ani miejsce na przygarnięcie trzeciego pupila, tym bardziej takiego, któremu w wielu rzeczach trzeba by pomagać. A jednak zdecydowała się, że mały, cudem uratowany (ale kosztem usunięcia gałek ocznych) kociak zamieszka z nią i tym samym zdecydowała, że jej życie zmieni się na zawsze…
Homer tylko z pozoru nieśmiały i niezaradny okazuje się wulkanem energii, uczy się swojego świata, jego kształtów, praw nim rządzących. Uczy się wszystkiego u boku swojej Pani, wychodząc z założenia, że jeśli ona jest w pobliżu wszystko jest dobrze i jemu nic się nie stanie. Homer to prawdziwy twardziel, odważniejszy od niejednego kota, który do pomocy ma zmysł wzroku. Znacznie bardziej wyczulony na zapachy i dźwięki radzi sobie niejednokrotnie znacznie lepiej niż dwa pozostałe koty w domu: Scarlett i Waszti. To przecież on jest najlepszym myśliwym jak i obrońcą domu.
Ktokolwiek się nie pojawi w okolicy Homera od razu czuje do niego sympatię. I nie dlatego, że kieruje nim litość. Swoją żywiołowością, werwą i energią, sympatią i oddaniem Homer rozkruszyć potrafi najtwardsze serca.
Jednak najwięcej uczy on swoją właścicielkę. Gwen dopiero przy tym małym kociaku zaczyna dostrzegać rzeczy, które wcześniej gdzieś się chowały przed nią. Zaczyna uczyć siebie, uczyć się dorosłości, inaczej podchodzić do życia, uczy się cierpliwości, łagodnieje, wie, że o swoje trzeba walczyć i zanim nie podejmiesz tej walki nie przekonasz się czy możesz ją wygrać. Gwen Cooper uczy się również wielkiej miłości i bezgranicznego oddania. Ona oddała się Homerowi a on jej. Nić porozumienia, jaka się między nimi wywiązała jest naprawdę niesamowita.
„Ale dojrzałość niekoniecznie znaczy tyle, co małżeństwo, dzieci i kredyt hipoteczny. Być dorosłym to nauczyć się odpowiedzialności za innych i przyjąć wielką radość, jaką taka odpowiedzialność niesie. Homer nauczył mnie, że budowanie życia wokół kogoś innego niż ja sama, przyjęcie na siebie odpowiedzialności za inną istotę, to jedna z najbardziej satysfakcjonujących różnic między dzieciństwem a dorosłością.”
Obserwacja ślepego kociaka staje się tu również doskonałą okazja do dokonywania spostrzeżeń dotyczących ludzi – stąd temat przyjaźni czy miłości.
Ja sama może trochę bardziej emocjonalnie odbieram tę opowieść, śmiech i większe wzruszenie mogą wywołać we mnie opisywane kocie harce. Członkami mojej rodzinki również są koty, w liczbie dwa. A co ciekawsze, jednemu z nich właśnie Homer na imię. Sama wiem ile to radości, ile czasem zachodu. Ale nic nie przebije kociaka, który łasi Ci się do nogi, lub wskakuje na kolana, wyrażając swoje oddanie głośnym mruczeniem.
Ta wzruszająca i poruszająca opowieść o przyjaźni człowieka i zwierzęcia pełna jest prostych prawd, uniwersalnych ale czasem trzeba je usłyszeć, przeczytać, by sobie je uświadomić, by do nas dotarły.
„... ktoś, kto nigdy nie zmierzy się z własnym strachem, nie osiągnie też niczego, na czym mu zależy.”
„…czasem, żeby zdobyć coś, czego pragniesz, musisz wykonać skok w ciemno.”
„Świat bywa niebezpieczny, złe rzeczy się zdarzają, ponieważ jednak nie możesz temu zapobiec, po prostu żyj po swojemu. A głupotą byłoby, gdybyś żyjąc po swojemu, nie czerpał z tego radości.”
„Czasem, myślałam, kończy się na tym, że zrażasz kogoś wprost proporcjonalnie do tego, jak bardzo ci zależy na jego szczęściu.”
Ta opowieść pozwala inaczej spojrzeń na naszych futrzanych przyjaciół. To zastrzyk niezwykle pozytywnej energii, dobrego humoru, ciepła.