Każdy z nas będąc dzieckiem z pewnością posiadał tę jedną jedyną, najulubieńszą, najukochańszą zabawkę, która była dla niego najważniejsza na świecie. Tak to już jest z dziećmi, że spośród wszystkich swoich zabawek wybierają jedną, którą obdarzają szczególnie dużym uczuciem. Tak samo było z małym Piotrusiem, którego ulubieńcem był pluszowy Zając. Chłopczyk co dzień się z nim bawił, zabierał go wszędzie ze sobą, a kiedy nadchodziła noc zasypiał tuląc go w swoich ramionkach. A Zając? Był wówczas najszczęśliwszą zabawką na świecie - bo był kochany. Przyszedł jednak dzień, w którym w domu Piotrusia pojawił się szczeniak. Pod nieobecność właścicieli dorwał on w swe ostre zębiska ukochaną maskotkę chłopca i porządnie ją sponiewierał - odpadło uszko, a z brzuszka posypało się mięciutkie wypełnienie. Piotruś wraz ze swoją mamą doszli do wniosku, że nie ma już ratunku dla pluszaka i czas się go pozbyć. I tak oto Zając trafił na śmietnik... opuszczony, ze złamanym serduszkiem, tęskniący za swoim małym właścicielem, przekonany o tym, że to już z pewnością jego koniec i nic nie zdoła odmienić jego losu.
Tymczasem nocą na niebie pojawił się dziwny pojazd - zaprzęgnięty w renifera i prowadzony przez dziwnego kangura w stroju Świętego Mikołaja. Los chciał, że zatrzymali się akurat w pobliżu śmietnika, na który został wyrzucony Zając, i postanowili zabrać go ze sobą. Docierają na daleką północ, gdzie Zając zostaje oddany w ręce doktora Wkręta i pielęgniarki Werki, która aplikuje mu zastrzyk, po którym pluszak zasypia. Kiedy ponownie otwiera oczka, ku własnemu zdziwieniu odkrywa, że potrafi mówić i poruszać się samodzielnie. Stało się tak, gdyż został ożywiony, a miejsce, do którego trafił, to Tajna Kwatera Świętego Mikołaja. I tu rozpoczyna się wielka przygoda Zająca...
Jakie przygody go spotkały? Do czego służą takie urządzenia jak klockopompa czy lajkownik? Kim lub czym są durnostrojki? Co produkuje zakład o nazwie Potrzask znajdujący się na trzeszczypiętrze? Czy renifery mogą skrywać jakieś tajemnice? Dlaczego wszyscy obawiają się poczmistrza Froga? Na te i na wiele innych pytań odpowiedzi znajdziecie w książce Marcina Przewoźniaka "Dwa miśki na wynos!", która zdradzi Wam całą prawdę na temat Świętego Mikołaja, zwanego również Wielkim Szefem.
Autor tej książki nie jest mi obcy, gdyż już prędzej miałam okazję zapoznać się z inną z jego bajek, a mianowicie z historią pt "Przepraszam, czy tu straszy?". Bardzo mi się ona podobała, bo nie dość, że była ciekawa i klimatyczna, to do tego zawierała mądre treści. Podobnie jest w przypadku najnowszego jego dzieła "Dwa miśki na wynos!". Jest to historia, dzięki której poczujecie ducha Świąt Bożego Narodzenia. Do tego jest ona tak ciekawa, że czyta się ją jednym tchem. Bije z niej radość, humor, ciepło i pozytywne wibracje. Od samego początku zainteresował mnie los biednego, porzuconego na śmietniku Zająca i byłam strasznie ciekawa, jakąż to przygodę zaplanował dla niego pan Przewoźniak. A muszę przyznać, że sporo się tu dzieje. Zając nie raz udowadnia swoją przydatność, odwagę oraz to, że nie brak mu rozumu. Do tego jest tak sympatyczną postacią, że z miejsca zawiera nowe przyjaźnie. Jednak mimo to, że podoba mu się jego nowe życie, a zwłaszcza fakt, że może mówić i samodzielnie się poruszać, bardzo tęskni do swojego małego Piotrusia. Przez cały czas zastanawia się, co u niego słychać, czy jest szczęśliwy i czy udało mu się znaleźć jakiegoś nowego zabawkowego przyjaciela.
Autor dzięki swojej historii przekazuje dość bolesną prawdę o "życiu" dziecięcych zabawek. Póki coś jest nowe jest dla dziecka najważniejsze na świecie i chętnie się ono bawi daną zabawką. Z czasem jednak nawet najlepiej wykonane zabawki starzeją się, brudzą, powszednieją, ostatecznie psują... Przestają być atrakcyjne i odsuwane są do kąta, bądź od razu wyrzucane na śmietnik - zwłaszcza wówczas, kiedy dziecko wyrasta z wieku, w którym bawi się zabawkami. Taki już jest ich los. Dlatego też tak bardzo spodobał mi się pomysł autora na to, że nawet po tym, jak wypadną one z łask dzieci, mają szansę na nowe życie; że nadal może spotkać je coś dobrego, że ciągle mogą być komuś potrzebne.
Niesamowicie spodobała mi się oprawa graficzna tej książki. Osobą odpowiedzialną za nią jest pan Zbigniew Dobosz. Ilustracje jego autorstwa są ciepłe, sympatyczne, wywołują uśmiech na twarzy i są tak kolorowe oraz urocze, że nie sposób wyrazić tego słowami. Im trzeba się po prostu bliżej przyjrzeć, żeby móc zrozumieć mój zachwyt nad nimi. Do tego z całą pewnością nie odwracają one uwagi od czytanego tekstu, a jedynie doskonale go uzupełniają i pozwalają jeszcze dokładniej wyobrazić sobie wszystko to, co w danym momencie dzieje się w opowieści.
"Dwa miśki na wynos!" to historia, która nie dość, że dostarcza dziecku wiele rozrywki, gdyż dzięki niej przeżywa ono niesamowitą przygodę, to do tego jest prawdziwie mądra. Zawiera w sobie treści, które mogą pomóc dziecku zrozumieć, w jaki sposób powinno żyć, jakie cechy warto w sobie pielęgnować, a czego należy się bezwzględnie wystrzegać. W prosty sposób przekazuje co jest dobre, a co złe. Jest to historia o prawdziwej przyjaźni i lojalności, z której przebija czysta miłość. Do tego książka jest tak pięknie wydana, że nie sposób nie zwrócić na nią uwagi. Moja córka jest zachwycona historią Zająca i jestem pewna, że jeszcze nie raz do niej wrócimy. Bo właśnie tego typu opowieści warto czytać naszym dzieciom.
Moja ocena: 5/6