Możliwe, że ocenę jeszcze zmienię, ale jeśli już to na wyższą.
Bałam się trochę tej książki, tuż przed nią mocno zawiodłam się na Księżycowym mieście, a tutaj mamy debiut, więc trochę strach. Niesłusznie!
Książka opowiada i świecie, w którym istnieją czarownice i łowcy czarownic. Akcja rozgrywa się w państwie, gdzie klimat łudząco przypomina Francję, więc można się poczuć jak na wycieczce po Paryżu. Łowcy mają swój zakon, w którym szkolą młodych ochotników, na ich czele stoi Arcybiskup, a jednym z najważniejszych wśród łowców jest Reid, czyli nasz główny bohater (męski). Jednak mamy tu również istotniejszą postać o imieniu Lou, czyli nasza główna bohaterka, jest ona czarownicą, która ukrywa swoją tożsamość. Nie tylko ze względu na łowców, ale i ze względu na własne tajemnice. Żeby przeżyć para się kradzieżą wraz ze swoją przyjaciółką Coco.
Historia rozpoczyna się w momencie kiedy Lou i Coco planują kradzież magicznego pierścienia z domu arystokraty. Akcja, która tam się odbędzie nieuchronnie poprowadzi do związania losów Lou i Reida.
Książka mi się podobała, jest pełna humoru, ale nie ma w niej też przesady. Lou jest porządną bohaterką, która przypomina mi Aelin ze Szklanego tronu, chociaż jest bardziej porywcza i wulgarna. Reid z kolei jest dużym niewiniątkiem i szczerze mówiąc, przez większość czasu miałam go za półgłówka. Tak został wykreowany w mojej głowie. Obie postacie darzę sympatią, ale bez przesady. Nie polubiłam ich aż tak, ale jeśli miałabym wybrać tę ulubioną, to byłaby to Lou. To zdecydowanie mój typ głównego bohatera. Reid póki co został potraktowany trochę po macoszemu i tak naprawdę ledwo go poznajemy, liczę po nim na więcej w 2 tomie.
Historia ma momenty, w których moje czepialskie trzecie oko zaczęło wariować, ale muszę przyznać, że rozbawiło mnie, kiedy autorka również widziała te braki w logice i postanawia je kawałek dalej argumentować, więc mimo że tak w 100%ach mnie nie przekonała, to zrobiła to na tyle, że akcję zaakceptowałam i czerpałam dalej przyjemność z lektury. I tak było przez znaczną część książki. Później niestety, pod sam koniec, to co się dzieje jest strasznie na szybko prowadzone, każdy plot twist, który powinien wywołać reakcje WOW jest przeprowadzony jakby go nie było, więc szczerze mówiąc, jakby ktoś nie skupił się na konkretnym zdaniu, to byłby w stanie przegapić kluczową informację. Ogólnie cała akcja w zamku jest dla mnie lekko naciągana i za bardzo, wszystko było proste, łatwe i gładkie. W porównaniu do pozostałej części książki, która też nie była skomplikowana, ale była dość dosadnie opisana i to robi mocny kontrast i mnie trochę mina zrzedła przy czytaniu finału. Nie jestem z niego zadowolona i to właściwie doprowadziło do mojego zaniżenia oceny za całość.
Ale patrząc tak ogólnie, to historia jest naprawdę fajna! Pokomplikowane relacje, ciekawa magia, podział między czarownicami, sympatyczne postacie. Trochę bardziej to dla mnie taki bajkowy klimat, bo ten co ma być zły jest zły, ten co ma być dobry, jest dobry. Widać to nawet na przykładzie naszych głównych bohaterów, którzy teoretycznie są rozdarci. I szczerze mówiąc spodobał mi się ten zabieg. Naprawdę książka mnie wciągnęła, plot twisty fajne. Nie podoba mi się jedna rzecz, ale będzie to spoiler, więc się nie wypowiem. A, jeszcze jedno mnie denerwowało. Wpychanie wszędzie Coco było dość irytujące i tutaj nawet argumenty autorki mnie nie przekonują. Zbyt pochopne działanie w jej przypadku psuje wiarygodność systemu, który został w tej książce wykreowany. Poza tym, nawet biorąc pod uwagę ten finał, książka jest super, na pewno jest to jeden z lepszych debiutów i wyczekuję kolejnych tomów.