Zdecydowana większość z nas wie, kim byli wikingowie. To wojownicy, którzy pochodzili ze Skandynawii i organizowali wyprawy, które miały na celu wzbogacenie się a więc ograbienie ludu zamieszkującego dany rejon ich wypraw. Wikingowie także handlowali i dość często zasiedlali miejsca swoich najazdów.
Wikingowie i cała otoczka związana z ich historią, wierzeniami, legendarnymi władcami są fascynujące i naprawdę mają ogromny potencjał do stworzenia filmu, serialu czy też napisania książki. Daniel Komorowski w " Furii wikingów" tej możliwości nie wykorzystał, choć cała jego powieść generalnie bazuje na życiu, obyczajowości i wyprawach rabunkowych wikingów.
Gdybym miała porównać fabułę książki do czegokolwiek, porównałabym ją do puzzli. Są elementy, które trzeba złożyć w jedność, tak aby powstał obrazek. I choć na pierwszy rzut oka, może wydawać się, że części do siebie pasują, tak nie jest. Komorowski robi podobnie, fabularnie jest po prostu kiepsko. Ewidentnie starał się zrobić dobre wrażenie, ale to nie to, co powinno się w tej powieści znaleźć.
Brakuje opisów obyczajowości, właściwie to nie ma jej wcale. Nic nie wiadomo na temat życia codziennego wikingów. Autor postawił na waleczność, więc mamy sporo ćwiczeń i wiele starć bitewnych. Jakkolwiek by nie patrzeć nie ma tu już informacji jak ich broń wyglądała.
Komorowski skupia się na tym, że były to miecz, topór mały i duży. Okazjonalnie zdarza się też tarcza, której skandynawscy wojownicy używają.
Pojedynki i starcia są krwawe. Tak są. Niestety choć trup goni trupa, są litry krwi, odrąbywane kończyny to są to opisy płytkie, bez szczegółów. Nie tego oczekuje się od takiej książki. Sceny batalistyczne powinny być szerzej rozbudowane, ale nie z wojownikiem biegającym na oślep z mieczem i tnącym każdego kto tylko nawinie się mu pod rękę.
Powieść koncentruje się a losach Ragnara Lodbroka, legendarnego króla Danii. Komorowski oszczędza nam zapoznania się z jego wyglądem, podobnie robi w stosunku do jego synów. A Ragnar ma ich sześciu. Halfdan i Ivar rywalizują ze sobą. Mimo prób podkreślenia przez autora, że rywalizacja ta ma na celu dobro państwa tudzież pierwszeństwo dziedziczenia, czytelnik odbiera inny sygnał. Bracia dokuczają sobie przy każdej okazji, jest to dziecinne i małostkowe. Podobnie jest z żartami między Ivarem a Ragnarem.
Ramy chronologiczne "Furii wikingów" są poplątane. Raz jesteśmy na polu bitwy, czas akcji następnego rozdziały skacze o kilka minut lub godzin do przodu lub do tyłu. Zdarza się, że pojawia się retrospekcja, która cofa nas kilkanaście lat wstecz. To może wprowadzać zamęt.
Choć autor w posłowiu tłumaczy, że świadomie zaburza chronologię historyczną w powieści, wprowadza na scenę historyczne lub legendarne postacie w czasie, kiedy fizycznie nie istnieli mnie to nie przekonuje. Tak było chociażby z Haraldem I Pięknowłosym, królem Norwegii i jego synem Erykiem zwanym Krwawym Toporem. Nie wiele wiadomo o datach urodzenia i śmierci postaci historycznych z okresu tak głębokiego średniowiecza, ale przyjmuje się, że Ragnar Lodbrok zmarł przed 865 r. Harald Pięknowłosy, czyli kompan króla Danii w podboju ziem Anglosasów urodził się koło 855 r. Logiczne więc, że jako dziesięciolatek nie stał za dowództwem wojów norweskich, a tym samym nie miał dorosłego syna. Za wiele tu po raz kolejny sprzeczności, które udowadniają, że zbyt dużo autor chciał osiągnąć wprowadzając do "Furii wikingów" taką rozbieżność.
Styl Komorowskiego jest prosty, tak prosty jak tylko się da. Nie chodzi o zbudowanie dialogów, w których archaizmy aż biją po oczach, ale o minimum kompatybilności jeśli chodzi o zwroty. Kompletnym nieporozumieniem jest tu "sparingpartner" wikinga, który ćwiczy z nim w parze. Podobnie rzecz się ma ze zdrobnieniem imion, nordyckich imion.
Panteon bóstw skandynawskich jest symboliczny. We wzmiankach pojawia się tylko Odyn i Thor, jeden raz także Loki. Wikingowie wielką wagę przywiązywali do wierzeń, składali ofiary bogom i przed walką często oczekiwali znaku od nich, że powinni wziąć w niej udział. Byli odważni ale jednocześnie czcili i szanowali swoich bogów.
"Furia wikingów" nie rozpala wyobraźni. Jest przeładowana brutalnością, która nie jest tak do końca nawet brutalna. Autor przesadził z ilością krwi, z bohaterów zrobił prawie niezniszczalnych herosów, którzy ani razu nie są nawet draśnięci. Tego jest zwyczajnie za wiele. Mam nieodparte wrażenie, że Komorowski był pod wielkim wrażeniem serialu "Wikingowie", który swoją premierę miał w 2013 roku. A serial miał swój klimat i oddawał ducha tamtych czasów, przynajmniej częściowo. Wielka szkoda, pole do popisu było ogromne.
Całkiem niedawno, bo 4 sierpnia miała premierę kolejna część przygód Ragnara i jego synów zatytułowana "Gniew północy".