„Widmo z Głogowego Wzgórza” po raz pierwszy przeczytałam dawno, dawno temu, jeszcze w czasach szkolnych. Po czterdziestu latach z okładem, w pamięci został tytuł, wiedza o paleniu w kominku węzłami kanadyjskimi, wrażenie, że była to opowieść ciekawa i że przeczytałam ją nie raz; więc wróciłam do niej, by sprawdzić jakie wrażenie zrobi na mnie teraz, osobie dorosłej, mającej ponad 60 lat ...
Mimo że książka została napisana dość dawno temu i adresowana jest do młodych, a nawet bardzo młodych czytelników, czytało mi się ją świetnie! Narracja prowadzona przez 11-letniego młodzieńca jest bezpośrednia, szczera i krytyczna wobec siebie samego, rodziny, poznanych ludzi i miejsc – co bardzo mi się podoba, i co, przynajmniej mnie, serdecznie bawi.
Ciekawa jestem, czy treść książki zainspirowały własne przeżycia autora , co sugeruje narracja w I osobie, ale tego się nie dowiedziałam.
Edward Fenton (1917-1995), choć był autorem licznych powieści dla dorosłych, dzieci i młodzieży, w Polsce jest praktycznie nieznany. Przetłumaczona na polski i wydana w 1969 r. została tylko ta jedna książka, może dlatego, że nagrodzono ją nagrodą Edgara Allan Poego w 1961 r. Nie przetłumaczono nawet ciągu dalszego, zatytułowanego „The Riddle of the Red Whale”. A szkoda …
Bo nie wiem jak wy, ale ja niejednokrotnie spotykam się z pytaniem: „Co dać do czytania memu dziecku, by je zaciekawiło i zechciało czytać?” – i moim zdaniem, warto spróbować z tą książką.
Fakt, że jest napisana w formie osobistej relacji nastolatka o zimowej przygodzie jaką przeżył on i jego kuzyni, powinien być mile widziany przez nasze dzieci. A że wśród głównych bohaterów są zarówno dziewczęta jak i chłopcy w różnym wieku (i kilkoro dorosłych oraz psy), opowieść ta powinna zainteresować każde dziecko.
Proponując tę książkę powiedziałabym:
„Wiesz, jest taki chłopiec – nazywa się James Gregory Smith, ma 11 lat i mieszka ze swoim ojcem w Nowym Jorku, w Ameryce. Pewnego dnia dostaje od swoich kuzynów, Amandy i Obiego Littlów, list. Napisali w nim trochę o domu, a właściwie posiadłości, do której niedawno się przeprowadzili, ale przede wszystkim zapraszają go do siebie, bo potrzebują jego pomocy; zorientowali się, że na Głogowym Wzgórzu dzieją się tajemnicze sprawy, których dorośli oczywiście nie zauważają, a oni sami nie dają rady z ich rozwikłaniem.
No i James pojechał do nich, sam, bo jego tata miał ważne sprawy do załatwienia. Wszyscy bardzo się ucieszyli, że przyjechał, a jemu szalenie się spodobała tajemnicza, piękna posiadłość i zainteresował pies poprzedniej właścicielki, Maggie.
I wszystko było fajnie, dopóki nie spadło takie mnóstwo śniegu, że zostali uwięzieni w domu na kilka dni! I wyobraź sobie, że musieli dać sobie radę bez prądu, wody, radia i telefonu! Gdyby wtedy był Internet to pewnie też by go nie było, tak potężna była burza śnieżna… Chcesz wiedzieć czy dali sobie radę? Proszę, poczytaj … bo chyba chcesz wiedzieć co się dalej działo? …”
Chyba mało kto nie chciałby wiedzieć co się działo na Głogowym Wzgórzu, jak jego mieszkańcy poradzili sobie z atakiem zimy i kim- lub czym - jest tytułowe „widmo”.
Jest to jedna z tych powieści, które się nie starzeją i wciąż są w stanie zaciekawić i dostarczyć miłej rozrywki. Osobiście bardzo polecam!