Stare porzekadło mówi „Polak, Węgier dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki”. Nasze narody są niezwykle do siebie podobne. Oba dużo wycierpiały na przestrzeni wieków. Zdarzało się nie jeden raz, że stawały ramię w ramię do walki. Mentalność i oddanie jest tożsame dla Węgrów i Polaków. Oba te wielkie nacje wiele zawdzięczają kobietom, gotowym oddać życie za Ojczyznę. Zawsze lubiłam czytać o takich niewiastach, którym nie obca była wiara w lepsze jutro. Nie poprzestawały na tym, aby tylko marzyć i działały, by ich plany się ziściły.
Autorka przedstawia losy kilku osób, jednak na pierwszy plan wysuwa się Mariska. Kobieta pochodząca z biednej rodziny, wcześnie straciła rodziców. Wychowywała ją babcia. Z chwilą, gdy dziewczyna się usamodzielniła zaczęła pracować u hrabiego Czolnego. Tam poznała swojego ukochanego. Niestety, jej pracodawca bardzo długo nie zgadzał się na ślub. Nie chciał stracić dobrej pracownicy, a Jarosa uważano za świetnego czikosa. Istotną rolę w tym konflikcie odegrała córka hrabiego, wymogła na nim zgodę na ten ślub. Sama kierowała się głosem serca i wrodzoną dobrocią. Młodzi czekali na siebie trzynaście lat i się doczekali. Młoda para przeprowadziła się do rodzinnego domu mężczyzny. Żyła z pracy rąk swoich. Jednak burzliwe czasy, w których przyszło im żyć wywarły olbrzymie piętno na ich rodzinie. Najpierw przyszła I wojna światowa, która zachwiała dotychczasowy porządek. Kiedy się skończyła nastało ogromne rozżalenie w związku z postanowieniami traktatu paryskiego. Nie nacieszyli się długo szczęściem, bo jeden człowiek doprowadził do wybuchu kolejnego konfliktu. II wojna światowa zapoczątkowała szereg zmian i wygraną Związku Sowieckiego. Fala czerwieni zalała kilkanaście krajów, trafiła również na Węgry. Dotknęła bogatych i biednych, świeckich i księży. Nikomu nie można było zaufać, każdy mógł być niebezpieczny. Jednak naród trwał w wierze i modlił się o lepsze jutro.
Książka jest przesiąknięta wiarą, odwoływaniem się do Boga. To w nim bohaterowie odnajdują spokój. Zawierzają mu całe swoje życie, są gotowi oddać je za Niego. Pozycja traktuje o bardzo ważnym kwestiach. Przelanie na papier zmian jakie dokonywały się w narodzie węgierskim w tym czasie nie było rzeczą prostą. Nastroje bywały różnorodne, rozgoryczenie po traktacie paryskim, jakie panowało przeważało nad radością. Autorka nie zapomniała o ofiarach wojny, ale nie tylko tych, które poległy, ale i tych, które zostały. Często mówi się tylko o żołnierzach, wielu zapomina na kobietach zostawionych na pastwę losu, nieludzko męczonych i gwałconych. O dzieciach, które nie poznały swoich ojców. O panach, którzy stali się biedni jak myszy kościelne. Wojna nie jest prosta do opisania, pisarce udało się w ciekawy sposób uchwycić te emocje. No i na koniec sowietyzm. Równie okrutny, jak w Polsce. Może nawet bardziej, który niszczył wszelkie dobro. Rozdzielał rodziny i przyjaciół.
Postaci są bardzo wyraziste i interesująco skonstruowane. Podobała mi się zawziętość Mariski, nie odpuszczała i walczyła do końca. Stała się oparciem dla swego syna Michaela. Kochała swoje dzieci całą sobą. Dodatkowo pokazanie zwyczajów, stworzyło ciekawy obraz społeczno-obyczajowy.
Książka należy do tych, które pozostają na długo. Podobało mi się ukazanie egzystencji zwykłych Węgrów, bogatych i biednych. Ich udziale w różnorakich konfliktach. Wciąga od pierwszej strony. A z każdą kolejną wzmacnia ciekawość. Polecam serdecznie