Pierwszy tom serii o Ruby Redfort ogromnie przypadł mi do gustu i do dziś nie mogę o nim zapomnieć. Z niecierpliwością czekałam więc na moment, gdy będę mogła zapoznać się z kolejnymi, dość szalonymi przygodami tej niezwykle inteligentnej dziewczynki. Czy tom Weź ostatni oddech zachwycił mnie równie mocno, co poprzedni? O tym w tej recenzji.
Agentka Ruby Redfort otrzymuje kolejną misję: tym razem ma się zająć sprawą dotyczącą dziwnych zjawisk występujących u wybrzeży Twinford. Statki towarowe zmieniają trasy, piraci napadają na wycieczkowce, z morza można usłyszeć dziwne i tajemnicze szepty, a ponadto zwierzęta morskie zaczynają wariować... Czy dziewczynce uda się odkryć, kto za tym wszystkim stoi?
Kiedy zaczynałam lekturę tej pozycji, nie mogłam się wprost doczekać ponownego spotkania z Ruby. No, a kiedy dowiedziałam się, że mają być tutaj piraci – kartki zaczęłam przewracać znacznie szybciej. No i tak, wciągnęłam się w tę historię, to muszę przyznać. W pewnych momentach nie mogłam się wręcz oderwać i nie odłożyłam tej książki, dopóki nie poznałam ostatniej strony. Jednak... Czegoś mi tutaj zabrakło, no ale po kolei.
Główna bohaterka, czyli nasza Ruby, po raz kolejny pokazała mi, co potrafi i jak mocno wierzy w swoją pracę. Jest ambitna, dość uparta (a tę cechę dzielimy wspólnie) oraz charyzmatyczna. Potrafi tak człowieka zagadać, że ten natychmiast ulega jej urokowi. To znaczy, zazwyczaj tak jest... No mnie udało się tej bohaterce przekonać do siebie, więc to już musi coś znaczyć. Autorka bardzo dobrze wykreowała tę postać i cieszę się, że w drugim tomie udało jej się utrzymać ten sam poziom w przedstawieniu Ruby, co w poprzedniej książce.
Styl Lauren Child jest bardzo lekki i przyjemny, ale o tym już pisałam. Dzięki niemu czytelnik przez te historie dosłownie płynie. Nie musi za bardzo zastanawiać się nad tym, co wydarzy się za parędziesiąt stron, bo po prostu daje się porwać nurtowi. Tak było i w moim przypadku. Jak wspominałam wyżej, nie odłożyłam tej powieści, dopóki jej nie skończyłam. Jednak stawiając Weź ostatni oddech na równi z Spójrz mi w oczy, jako lepszą książkę zdecydowanie wskazałabym pierwszy tom tej serii. Dlaczego? Otóż dlatego, że tak autorka mnie zaskoczyła, pokazała mi się z jak najlepszej strony, a ponadto zaciekawiła - nie miałam pojęcia wówczas, czego mogę się po niej spodziewać. Jasne, przy lekturze drugiej części też tego nie wiedziałam, jednak tutaj już nie dostałam takiego elementu zaskoczenia, więc i nie zachwyciłam się tą powieścią tak mocno.
Czy przez to uważam tę pozycję za złą? Absolutnie nie! Ruby Redfort i Weź ostatni oddech to książka, która mimo wszystko jest bardzo przyjemną i wciągającą lekturą i z pewnością sprawdzi się jako idealna powieść na wakacje. Wyobraźcie sobie: gorące słońce, ciepły wiaterek, a Wy pochłaniacie przygody nastoletniej tajnej agentki. Czy może być lepiej? Pewnie tak, ale po co się nad tym zastanawiać. 😉