Są książki, które chodzą za mną od długiego czasu. Bo chociaż tytuł powieści Williama Goldinga słyszałam w swoim (i tak niezbyt długim) życiu wiele razy, nigdy nie wiedziałam, o czym ona też tak naprawdę opowiada. Kojarzyłam wyłącznie motyw - żadnych szczegółów. Przy okazji premiery zupełnie nowego wydania ,,Władcy much", postanowiłam to zmienić i zapoznać się z debiutem brytyjskiego laureata Nagrody Nobla. Nie ukrywam, że oczekiwań nie miałam praktycznie żadnych, a dokładniejszy zamysł na historię poznałam dopiero podczas zagłębiania się w nią. Jednak nie uważam, by w jakikolwiek sposób wpłynęło to na moją opinię. Co prawda byłam nieco zaskoczona, dostrzegając, że fabuła osadzona jest w takim, a nie innym miejscu, aczkolwiek okazało się to doznanie naprawdę interesujące.
Książka opowiada o grupie chłopców, która przez z powodu katastrofy lotniczej zmuszona jest do życia na tropikalnej bezludnej wyspie. Początkowe próby stworzenia sprawiedliwej i zorganizowanej społeczności kończą się niepowodzeniem, a harce oraz dziecinne zabawy okazują się być o wiele atrakcyjniejsze od prób wydostania się z pułapki. Jednak wszystko powinno potoczyć się dobrze, bo to przecież porządni chłopcy z dobrych domów, racja? Otóż nie. Zaczynają się w nich bowiem budzić wszystkie skrzętnie w nich ukryte, brutalne żądze, zmuszające ich do walki o władzę. Zapanować nad nimi starają się Ralph z Prosiaczkiem, jednak okazuje się to być o wiele trudniejsze, niż się początkowo spodziewali. Jest to bowiem historia o tym, jak wewnętrzny mrok potrafi wpłynąć nawet na najbardziej niewinną istotę. Chociaż czy dzieci aby na pewno są niewinne i czyste? W powieści Goldinga dostrzec można, że najwidoczniej nie. I właśnie dzięki temu jest to książka tak poruszająca.
W celu uwiarygodnienia historii, pojawia się wielu bohaterów, charakteryzujących się zupełnie odmiennymi cechami. Autor bardzo dobrze przedstawił umysł i zachowania dzieci, dzięki czemu całość wygląda na dość prawdopodobną. Co jednak za tym idzie - język używany w powieści nie należy do szczególnie skomplikowanych. Jest niewyszukany, prosty, momentami może wydawać się wręcz infantylny. Nie uważam tego jednak za wadę, bowiem idealnie ukazuje świat oczami młodych chłopców, dopiero poznających sekrety otaczającej ich rzeczywistości. William Golding okazje się być dobrym psychologiem, tworzącym trafną wizję społeczeństwa, składającego się wyłącznie z pragnących zabawy dzieci.
Niewątpliwym plusem tejże historii jest fakt, iż każdy z nas może odczytać ją kompletnie inaczej. Jest to bowiem pełna symboli parabola, która skrywa w sobie drugie dno i uniwersalne prawdy. Pozornie prosta książkę o grupie chłopców starających się przetrwać na bezludnej wyspie zinterpretować można na naprawdę wiele sposobów - i właśnie to okazuje się jej największą siłą. Bo kto nie lubi mieć pola do refleksji i dyskusji na temat zupełnie odmiennego odbioru? Poznawanie nowych symboli może okazać się ciekawym i rozwijającym zajęciem. Zwłaszcza, że jest to książka swoimi rozważaniami niewątpliwie trafna i wciąż aktualna. Nie bez powodu autor został nagrodzony Literacką Nagrodą Nobla.
,,Władca much" to historia, którą warto, a może nawet i trzeba poznać. Pokazuje ukrytą w ludziach brutalność i bezmyślne dążenie za błahymi potrzebami. Dzięki swojej dość prostej w odbiorze formie pozwala interpretować ją na wiele sposobów. Warto więc sprawdzić, która z nich będzie nam najbliższa. Ja polecam w ciemno. Nie zestarzała się i po latach wstrząsa równie mocno.
http://popkulturkaosobista.blogspot.com/2020/12/wewnetrzna-dzikosc-czyli-wadca-much.html