Ile razy nie czytałabym o kulturze muzułmańskiej, tyle razy zaskoczy mnie ona jakimiś nowymi obrzędami, tradycjami czy zachowaniem. Ile błędów i stereotypów zmieniam czytając takie powieści. Dla nas, europejczyków, każdy arab wygląda tak samo, każde nazwisko jest takie same, a każdy obrzęd jest zbliżony do poprzedniego. Stereotypy, stereotypy i jeszcze raz stereotypy. Raniące, krzywdzące i niesłuszne. Jak niewiele wiemy o innych kulturach pokazują chociażby takie powieści. Jak małe mamy rozumy, jaką ciasnotę umysłową preferujemy. Zamykamy się na każdą nowość budzącą w nas lęk przed nieznanym. „Wesele Zajna” uzmysłowiło mi, w jakiej ciasnocie żyje i jak błędne założenia daję. To zupełnie tak, jakbym nadawała każdemu muzułmaninowi na imię Burek lub Azor. A to jest bardzo krzywdzące.
„Wesele Zajna” to krótka, niezwykłe barwna opowieść o sudańskim życiu, tradycjach i przyzwyczajeniach. Chaotyczna struktura z jednym wspólnym wątkiem – weselem. Przedstawiająca codzienne (niecodzienne dla nas) życie w pewnej wiosce oraz zdania na temat ożenku Zajna. Wszystkie rozmowy, sugestie i doniesienia zbiegają się właśnie do tego jednego punktu. Ujawniająca co nieco życia ludzi w takiej wiosce oraz nad wyraz ciekawe zwyczaje panujące w tej małej sudańskiej wiosce przybliżają nam chociaż na klika chwil życie miasteczka i jego mieszkańców.
Każdy z przedstawionych w książce bohaterów ma swoje zdania i na temat ożenku, i na temat Zajna. Zajn to chłopak bardzo wesoły, nadpobudliwy, zarazem wielkoduszny, szczodry, naiwny i uprzejmy. Nie grzeszy urodą, jest wręcz odpychający, ale mimo to ma wielką pogodę ducha, którą zarażą innych odmieńców. Między innymi to przyciąga ludzi do tego chłopaka: prostolinijność i dobroduszność. Moją osobę wzbudził podziw, kiedy czytałam o pomocy, jaką niesie odmieńcom, przyjaźniąc się z nimi, pomagając. Ukazując w ten sposób bohatera autor zwraca uwagę, że nikt nie jest szalony. Są ludzie różni i różniści, i bez wzgledu na to, co im dolega warto dać im trochę promieni słońca. Wyciągnąć dłoń.
"Zajna łączyła przyjaźń z wieloma osobami tego rodzaju. Ludzie z wioski nazywali ich odmieńcami. Należała do nich głucha Aszmana, kulawy Musa, szpetny Bachit, który urodził się bez górnej wargi i ze sparaliżowaną lewą stroną ciała. Zajn litował się nad nimi. (…) Mieszkańcy wioski patrzyli na uczynki Zajna i ich podziw dla niego wzrastał. Może to nowy prorok Al-Chidr, myśleli, a może anioł, którego Bóg zesłał na ten ludzki padół, aby przypomnieć jego sługom, że wielkie serce może bić nawet w zapadniętej piersi i śmiesznej posturze."
Na koniec cytat (bardzo ciekawy i ważny) z przedmowy prof. Jolanty Kozłowskiej:
"o literaturze sudańskiej wiemy niewiele, z kilku artykułów, znanych tylko arabistom, które ukazały się w czasopismach o profilu orientalnym, dowiadujemy się, że jeszcze w latach trzydziestych ubiegłego wieku dominowała w Sudanie literatura ustna. (…) W latach czterdziestych i pięćdziesiątych zaczęły się ukazywać, głównie w czasopismach, pierwsze opowiadania o charakterze wspomnieniowym, biograficznym, proste, żeby nie powiedzieć prymitywne. I oto w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia na tej prawie jałowej ziemi literackiej pojawia się grupa pisarzy, którzy od razu zyskują rozgłos w świecie arabskim."
Jak widać, dla nas niemożność pisania była nie do przeżycia, ganiono i wyśmiewano analfabetów, a sztuka pisania była bardzo ceniona w towarzystwie. Zaś w Sudanie do szczęścia nie było potrzebne pismo. Z jednej strony wielka szkoda, bo tyle wspaniałych opowieści zapewne się nie uchowało, a z drugiej strony ludzie żyli i mieli się dobrze. Więcej ze sobą rozmawiano, więcej dyskutowano, ludzie żyli ze sobą, a nie osobno. Dzisiaj czasami nie wiemy kto nas otacza, a co dopiero wiedzieć jak nazywają się sąsiedzi.