Georges Simenon to belgijski pisarz tworzący swe dzieła w języku francuskim. Znany jest przede wszystkim z kryminalnego cyklu o komisarzu Maigrecie - siedemdziesiąt pięć powieści i dwadzieścia osiem opowiadań. "Wdowa Couderc" to jedna z jego niewielu książek psychologicznych, spotkana z ogólnym zachwytem i porównywaniem do "Obcego" Alberta Camusa. "Wdowa Couderc" doczekała się adaptacji.
Tytułowa wdowa Couderc to kobieta już niemłoda, energiczna, pracowita, złośliwa, mściwa, uparta jak osioł i budząca respekt. Zrobi wszystko, byle tylko jej znienawidzona rodzina nie odebrała jej domu. Przeszła w swoim życiu niemało, miłością darzy syna, który po wyjściu z więzienia na różne sposoby próbuje wyłudzić od matki pieniądze.
Jean Passerat - Monnoyeur, mężczyzna pociągający, tajemniczy, skryty, nieprzewidywalny, małomówny, dopiero co wyszedł z więzienia. Nie wie, dokąd iść, nie wie po co, nie wie dla kogo. Wszędzie, byle nie do bogatej i wpływowej rodziny, o której chce zapomnieć, której nie chce znać.
Do spotkania obojga dochodzi przypadkiem - Jean pomaga starszej kobiecie nieść inkubator. Trafia do jej domu, staje się jej parobkiem. Żyjąc na utrzymaniu wdowy, wkrótce zostaje jej kochankiem. Nie ona jednak mu w głowie - Felicie, młodziutka mama, znienawidzona rodzina wdowy Couderc, wpada mu w oko. Nic zresztą dziwnego, rude włosy i dziecko na rękach nastolatki przyciągają wzrok. Jak to się skończy?
"Wdowa Couderc" Simenona i "Obcy" Camusa zostały wydane w tym samym roku - w 1942. W przedmowie, Paul Theroux, krytyk i literat, dokładniej zagłębia nas w sprawę dwóch powieści psychologicznych o bardzo podobnej treści. Podczas gdy utwór Camusa zyskał sławę, uznanie i wysoką pozycję w literackim firmamencie, wciąż omawiany i zachwalany, "Wdowa Couderc" Simenona została określona mianem przeciętnego czytadła, podobnie zresztą jak inne jego książki. Niestety nie czytałam "Obcego" i nie jestem w stanie porównać obu tych powieści, zamierzam zrobić to jednak w przyszłości.
Ta książka, chociaż krótka, jest bardzo treściwa. Nie dziwię się grubości - w końcu Georges Simenon został okrzyknięty mistrzem lakonicznego stylu, a rzadko zdarzało mu się napisać coś mającego więcej niż dwieście stron. Autor nie opowiada o przeszłości swoich bohaterów, nie zagłębia się w ich charakter, osobowość - co nie oznacza, iż traktuje postacie powierzchownie i nie wspomina o nich słowem, o nie, nie. Simenon robi coś, co według mnie nie jest łatwą sztuką - pozwala czytelnikowi na własne refleksje na temat bohaterów, na własne ułożenie drobnych faktów w całość. Do ostatniej strony nie wiemy, co tak naprawdę z tego, co przeczytaliśmy w dialogach, jest prawdą. I chociaż myślimy, że na końcu wyjaśni się wszystko, nic takiego się nie dzieje.
Nie jestem pewna, czy do końca odpowiada mi taki styl - lakoniczny, treściwy, suchy. Uważam jednak, że do takiej powieści pasuje idealnie, pozwala bowiem czytelnikowi na spokojne, luźne rozmyślenia. Osoba czytająca nie jest obarczana masą opisów otoczenia - są one po prostu zbędne. Nie wiem, jak to było u Camusa, ale u Simenona zwięzły język sprawdził się doskonale.
"Wdowa Couderc" przedstawia przygnębiającą, szarą codzienność. Książka jest przesycona realizmem na tyle, że towarzyszące uczucia odczuwamy bardzo wyraźnie. Mimo że autor momentami próbuje rozjaśnić jasnymi promykami ogólnie panującą burość, nieustannie czujemy zasępienie. Myślę, że warto sięgnąć po tę książkę. Polecam.