To, że wybieram książkę na podstawie okładki zdarzyło mi się wielokrotnie. Już lata temu zacząłem praktykować to, że z biblioteki zabieram ze sobą jedną pozycję, o której nic nie słyszałem, bazując jedynie na tym jak została wydana. W ten sposób trafiłem na kilka naprawdę świetnych książek (i znacznie więcej nie wartych wspominania). Pierwszy raz zdarzyło mi się jednak ostatnio sięgnąć po książkę jedynie ze względu na kolorowe brzegi stron.
Tak oto trafiła w moje ręce debiutancka powieść Allie Reynolds. Nie miałem zielonego pojęcia czego spodziewać się po tajemniczej książce z czerwonymi brzegami. Urodzona w Anglii autorka, która aktualnie mieszka w Australii, przez pięć sezonów była snowboardzistką freestylową. Podobnie jak 90% procent bohaterów, których spotkamy w „Rozgrywce”. Akcja rozgrywa się natomiast w Alpach. Do pewnego zamkniętego jeszcze przed otwarciem sezonu kurortu, trafia grupa znajomych, którzy nie spotkali się od 10 lat, kiedy to niespodziewanie zaginęła jedna snowboardzistka z ich paczki.
To dość klasyczny, ale dobry przepis na fabułę kryminału. Ograniczona ilość postaci, wiążąca ich tajemnica z przeszłości i skomplikowane relacje oraz zamknięty pokój (w tym wypadku cały ośrodek narciarski i niesprawny wyciąg). Również zabieg dwutorowego prowadzenia narracji nie był dla mnie zaskakujący, ale lubię książki napisane w ten sposób. Kilkadziesiąt krótkich rozdziałów, naprzemiennie przybliżających nam aktualne wydarzenia w zestawieniu z tymi sprzed 10 lat, naszpikowane są wręcz wartkimi dialogami i cliffhangerami. To sprawia, że książkę czyta się wyjątkowo szybko. Choć nie należę do osób czytających wybitnie szybko, na ten przeszło 400-sta stronnicowy thriller potrzebowałem jeden dzień.
Nie chcę pisać zbyt wiele o fabule, ponieważ w przypadku kryminału łatwo popełnić zbrodnię jaką jest zdradzenie jakiegoś ważnego szczegółu, który każdy czytelnik powinien odkryć sam. Książka jest nieźle napisana i oceniam ją jako fajną lekturę w ramach łapania oddechu od książek ambitniejszych. Niczym mnie ona nie zachwyciła, ale jednocześnie muszę przyznać, że mocno mnie wciągnęła i na tyle przeniosłem się do jej świata, że śniło mi się jak jeżdżę na desce po alpejskich stokach. To o tyle zabawne, że w moim życiu najbardziej zbliżyłem się do sportów zimowych oglądając skoki narciarskie w fotelu.
Myślę, że „Rozgrywka” Allie Reynolds najbardziej spodoba się tym, którzy swoją miłość dzielą między kryminały i białe szaleństwo. Spora część dialogów głównych bohaterów dotyczy tricków jakie można pokazać na desce w rynnie. Jeśli nie wiesz czym jest rynna – możesz się dłuższymi fragmentami nie móc odnaleźć. Ja wiedziałem, że kiedyś przyda mi się doświadczenie z grania w Tony’ego Hawka oraz wiedza zaczerpnięta z oglądanie X-Games w Extreme TV. Nigdy nie byłem w Alpach na stoku z grupą przyjaciół snowboardzistów (ponieważ takich nie posiadam), ale ufam, że autorka opierała się tu na osobistych doświadczeniach. Zakładam zatem, że freestylowcy rozmawiają przede wszystkim o swoich sponsorach, trickach na desce oraz oglądają przejazdy innych zawodników. W wolnym czasie tłoczą się przy kominku i ze sobą romansują.
Gdy o tym piszę, może wydać się to odpychające – jednak książkę czyta się naprawdę dobrze. Polecam tym, którzy chcieliby przeczytać kryminał kogoś innego niż Remigiusz Mróz czy Stephen King. „Rozgrywka” wciąga i zaskakuje – a to są kluczowe składniki oceny thrillera. Jeśli jesteś snowboardzistą albo wybierasz się w Alpy, warto zabrać tę książkę ze sobą w podróż.