W stolicy Królestwa pojawił się morderca, którego metody zabijania są łudząco podobne do słynnego Kuby Rozpruwacza, budzi to niezadowolenie wśród przełożonych Estara Pawłowicza Van Houtena, który przecież zajął się tą sprawą w Anglii. Dlaczego jednak ten przestępca ciągle chodzi wśród żywych i na cel obiera sobie akurat Warszawę? Władze nie proszą o motywy, woleliby nawet, by tajny urzędnik do zadań specjalnych nigdy nie odkrył prawdy.
Główny bohater pan radca kolegialny jest postacią nietuzinkową, zresztą jak większość przedstawionych tutaj osobistości. Estar Pawłowicz wymuskany galant z cienkimi, zawadiacko podkręconymi wąsikami jest detektywem bardzo postępowym, w swojej pracy korzysta z najnowocześniejszych nowinek technicznych, często wprowadzając przez to kolegów po fachu w konsternację. Chociaż największą osobliwością jaką cechuje się Estar Pawłowicz jest forma odpoczynku, zapożyczona od Japończyków. Urzędnik do zadań specjalnych ma w zwyczaju kąpiele w lodowato zimniej wodzie i medytacje na słomianej macie.
Jednak na całe szczęście autor umiejętnie skonstruował charakter swojego bohatera, można by rzec, że dorzucając coś jeszcze to tej mieszanki osobliwości stworzyłby typowego Gary'ego Stu , który zamiast sympatii wzbudzał by raczej wstręt, teraz jest idealne.
Oczywiście poza panem radcą kolegialnym mamy do czynienia z kalejdoskopem postaci. Od holenderki udającej hinduską rani, aż do prokuratora, który nie stroni od kobiet i trunków, przez co od czasu do czasu jego twarz ozdabiają siniaki, których autorką jest żona tajnego radcy.
Według okładki książka Melchiora Medarda to „opowieść prawie sensacyjna, momentami romansowa, częściej zagadkowa, niekiedy erotyczna”. Nie sugerujcie się jednak tym ostatnim założeniem, bo jeśli spodziewacie się jakichś wyuzdanych scen, to takowych nie uświadczycie. Pojawia się tam moment tańca erotycznego i scena, którą gardzi wielu recenzentów – opis lesbijskiej miłości, jednak autor ukazał tę scenę w tak delikatny i momentami poetycki sposób, że bardziej przypomina ona akt sztuki, a nie przeciętną scenę seksu.
Książka spełnia zadanie swojego gatunku i nawet kiedy czytelnik jest już pewien, że odkrył tajemnicę jaka kryje się za brutalnymi morderstwami, to autor postanawia odwrócić wszystko o 180 stopni sprawiając, że „Cesarska roszada” powoduje zmarszczkę pomiędzy brwiami. Uświadamia, że tych najlepszych kąsków historycznych w szkołach nie uczą. Przede wszystkim podoba mi się konstrukcja języka, Melchior Medard naprawdę się postarał i wystylizował język nie tylko ten występujący w dialogach, ale w ogólnie całej powieści. Zdarzały się co prawda problemy ze zrozumieniem pewnych słów, ale dziś mogę się pochwalić, że mój język jest bogatszy o te kilkanaście wyrazów zapożyczonych z pozytywistycznej Warszawy.