Co napisać o książce, która nie ma akcji? Ma swój gwóźdź, niemalże osadzenie, ale toczy się wokoło ciszy, zamyślenia i analiz. Krąży wokół planszy do gry go, na której rządzą dwa kolory, biały i czarny. Krąży wokół graczy i ich zachowań. Dwóch mistrzów zasiada do pojedynku życia, a swój los oddają w ręce przeznaczenia.
„Meijin. Mistrz Go” to hybryda poradnika psychologicznego, powieści w stylu slow i dziennika gracza. Kanwą powieści jest rozgrywana w 1938 roku półroczna partia gry go pomiędzy dwudziestym pierwszym Honinbō – pełnym godności i niepokonanym dotychczas mistrzem Shūsai, a młodszym i utalentowanym pretendentem do tytułu Ōtake. Takie wydarzenia mają swoje zasady i regulamin, którego muszą przestrzegać zarówno uczestnicy stający ze sobą w szranki, jak i zebrani widzowie. To prawie ceremoniał o wielkim znaczeniu. Mistrzowie go są szanowani, oddaje się im pokłony uznania i stanowią pewnego rodzaju cenioną osobowość. Są znani, a ich umiejętności stale wychwalane. Tu przy jednej planszy spotykają się mistrz i zdolny Otake. Shusai należy do „starej gwardii”. To starszy pan, który osiadł w przeszłości. Kultywuje to, co zostało zduszone przez nowoczesność i teraźniejszość. Odstaje od tego świata, staje obok tego, co ono narzuca, nie pasuje tu. W przeciwieństwie do rywala, który bawi się grą zaniżając nieco jej dostojeństwo.
Dwóch graczy, dwie osobowości, dwa podejścia do gry go.
Dwóch rozgrywających, jak biały i czarny. Kontrast.
Ysunari precyzyjnie pokazuje konflikt pokoleń i ścieranie się tradycji. Na jednej z szal kładzie przeszłość, na drugiej teraźniejszość i co? Okazuje się, że znacząca jest chwila obecna. Starość odchodzi, ulatuje wręcz. Mało kto nosi w sobie poszanowanie dla przeszłości. Widać to wyraźnie na przykładzie graczy. Młodość i starość przy jednej planszy. Irytacja i spokój. Nerwowość i zamyślenie. Opieszałość i analiza. Bylejakość i precyzja.
Autor historią rozgrywanej partii go pokazuje, jak ściera się historia z nowoczesnością. Pokazuje jak odchodzi świat kiedyś obecny, jak staje się historią i jak tradycja kultywowana od lat zostaje wyparta przez młodych. Obecne czasy stawiają jednostkę ponad wszystko i można odnieść wrażenie, że jej wolność nie posiada żadnych ograniczeń. Pozostającym w tyle okazywana jest obojętność, a nowoczesność próbuje reorganizować obowiązujące i od lat kultywowane tradycje. Mistrz Shusai odchodzi do lamusa. Gra, do której podchodzi z należnym jej respektem nie cieszy jak kiedyś, bo staje w obliczu nieuchronnych zmian.
Ta z pozoru tylko kronikarsko opisana historia z subtelnością przenika w czytelnika. Nie trzeba znać zasad gry Go, by poczuć spokój w sobie, wyciszenie godne mistrza. Jego oczami patrzysz na rywala, który biega do toalety, nerwowo tika, czy niecierpliwi się czekaniem na swój ruch. Mistrz nie odnajduje się w tych nowych czasach. Staje się starym outsiderem, który nie potrafi zaakceptować zmian. Ma z nimi problem. I może dlatego ta partia staje się ostatnią?
Ysunari pisze oszczędnie, acz elegancko i w pewien sposób skrótowo. Nie wnika w odczucia. Stara się stać z boku. Staje się kimś na kształt obserwatora starcia dwóch mistrzów, kimś, kto relacjonuje rozgrywkę. Uczucia w tej powieści odnajduje czytelnik.
Czytanie „Mistrza go” to pewnego rodzaju uczta japońska. Wysublimowana, perfekcyjna i urokliwa.
Zmienia postrzeganie otoczenia i ludzi na zawsze.
#agakusiczyta