Pewnego dnia licealistka Małgorzata Brona dowiaduje się, że jej chłopak jest z nią tylko dla tego, że ma nadzieję zdobyć paszport i wyjechać za granicę dzięki wpływom jej ojca. Wściekła dziewczyna postanawia odegrać się na wszystkich za swoje nieszczęścia i wiesza się na lampie. Po jakimś czasie budzi się cała zesztywniała w trumnie. Przytomnie stwierdza, że jakiś konował musiał błędnie stwierdzić zgon. Jednak prawda jest inna. Gosia dowiaduje się o niej w brutalny sposób, gdy własna rodzina usiłuje zastrzelić ją na progu domu. Okazuje się, że dzięki predyspozycjom genetycznym stała się wampirzycą. Dziewczyna odkrywa swoje arystokratyczne korzenie i poznaje inne, podobne jej kreatury. Razem przeżyją wiele wariackich przygód, stawią czoła milicji, władzy ludowej, egipskiej mumii, oraz wrogim pobratymcom.
Od dawna już chciałam przeczytać tę powieść. Kiedy więc ujrzałam ją na półce bibliotecznej, od razu chwyciłam ją w swoje łapki i zaczęłam czytać zaraz po powrocie do domu. Muszę stwierdzić, że autor stworzył bardzo pomysłową parodię słynnych w dzisiejszych czasach powieści młodzieżowych. Historia zaczyna się standardowo od lekcji w liceum, gdzie czytelnik zapoznaje się z główną bohaterka i jej otoczeniem. Potem akcja dzieje się już bardzo szybko. Małgorzata zostaje wampirem i usiłuje przystosować się do nowego środowiska. Razem z nowymi znajomymi przezywa wiele przygód, mężnie stawia czoło przeciwnościom losu. Fabuła zyskała bardzo wiele na oryginalności dzięki temu, że została umieszczona w czasach socjalistycznej Polski. Dla mnie było to cennym źródłem wiedzy o zwyczajnym życiu Polaków w tamtym okresie czasu. W czasie lektury wiele razy konfrontowałam treści w niej zawarte z wiedzą mojego Taty, dla którego PRL jest wspomnieniem młodości.
Cały utwór jawił mi się jako komedia pomyłek. Wiele fragmentów rozśmieszyło mnie do łez, szczególnie ten o jedwabnych skarpetach Jakuba Wędrowycza. Dosłownie spadłam z fotela ze śmiechu. Uwielbiam poczucie humoru tego autora.
Miałam pewien niedosyt związany z fabułą. W zasadzie to stanowiła ona zlepek pomysłów zebranych z innych książek i zręcznie połączonych w jedną całość, która całe szczęście zakończyła się logicznie i spójnie. Miałam jednak wrażenie, że w powieści występowały momenty lepsze i gorsze. Te gorsze to były takie nudne zapychacze, które miały chyba na celu nadać książce większej objętości, bo nie były ani ciekawe, ani zabawne. Np. wątek z Martą, szczerze mówiąc ciut mnie zniesmaczył i sprawił, że obniżyłam ocenę.
Styl autora jest bardzo ciekawy, w książce nie ma długich opisów, są one raczej lapidarne i skoncentrowane na treści. Dialogi są pełne ironii, sarkazmu, gierek językowych. Jest też trochę wulgaryzmów, ale za specjalnie nie kolą w oczy. Krótko mówiąc dobrze się czyta, a kolejne strony lecą szybciutko, nawet nie wiadomo kiedy.
Gdy byłam młodsza (miałam jakieś 13 lat) dostałam w prezencie swoją pierwszą powieść tego pisarza, była to chyba „Zagadka Kuby Rozpruwacza”. Pamiętam, że szybko ją jednak porzuciłam, bo wiele fragmentów wywołało we mnie odrazę i obrzydzenie, zamiast rozbawienia. Teraz myślę, że byłam na nią wtedy stanowczo za młoda. Wydaje mi się, że warto w najbliższym czasie wrócić do tej książki i zobaczyć, jak będzie mi się ją teraz czytało.
Polecam Wam zapoznanie się z tą polską wersją wampirów. No bo w końcu przyznajmy szczerze, nasze - najlepsze!