''Niewidzialnych istot tłumy sąsiadują z nami wszędzie.
I kto kogo ujrzy pierwej ? I kto komu duchem będzie?
Błąkają się między nami i po nocy i o świcie -
I nie wiedzą, że to właśnie jest wzajemność i współżycie ''
Magdalena Kawka napisała książkę, której już sam tytuł jest zastanawiający, bo jak może być koniec wieczności ? To przecież jakaś sprzeczność, wieczność to wieczność i już. Jak się okazuje, nie do końca tak jest z tą wiecznością. Jak mawia jedna z postaci w tej historii '' Wasza wieczność mieści się w małym skrawku pamięci, gdzieś na wewnętrznej stronie powiek waszych bliskich''...
Jak często nasi bliscy zmarli goszczą w naszym ''małym skrawku pamięci'' w czasie innym niż pierwszy listopada? Jak często o nich myślimy ciepło i z nostalgią, jak często wspominamy wspólne chwile? Zwłaszcza teraz, w tym zabieganym, pędzącym na oślep świecie. Poświęcamy im odgórnie ''nakazany'' jeden dzień w roku. Maszerujemy wtedy z wielką donicą chryzantem, z tuzinem pobrzękujących w reklamówce zniczy, czasem może jeszcze z małą miotełką, by zmieść opadłe na grób liście. Czasami ktoś nawet odklepie jakieś ''wieczne odpoczywanie'' albo inną modlitwę za zmarłych i już gotowe, odfajkowane, można wrócić do świata żywych, tam przecież tyle na nas czeka...
A na cmentarzu toczy się ''życie'', to właśnie życie pokazała nam autorka w swojej książce. Kilkoro zmarłych, z których właściwie jeden tylko Maryś posiada imię, reszta z nich to na przykład: Poeta, Górnik, Artystka, Pasażerka, Dziecko czy Trendy Romek. Wydawało, by się, jakież oni mogliby mieć kłopoty czy zmartwienia, otóż mają i to wcale nie małe kłopoty, ale jakie to już musicie sobie sami poczytać, ja tylko dodam, iż pani Magdalena opisuje to wszystko, z taktem i wyczuciem. Cmentarz to nie jest wesołe miejsce, zmarli rezydujący tam też są już, powiedzmy ''nadgryzieni'' mijającym czasem, jednak stanowią zgrany kolektyw i wszelkie poczynania uskuteczniają całą grupą. Mimo różnych niesnasek i animozji (jak to w życiu) 😉 wszyscy, trzymają się razem. A wieczorami lubią rozsiąść się pod drzewkiem i posłuchać opowieści i ciekawych historii jak, chociażby tej o Kobiecie z Klasą, zwaną też czasami mniej subtelnie, Umrzycą .
Podobała mi się ta niegruba książeczka, w moim przypadku zadziałała trochę jak ''leżący policjant'' na drodze, czyli tak zwany próg zwalniający dla samochodu. Zwolniłam i zastanowiłam się, kiedy ja odwiedziłam swoich zmarłych? Kiedy o nich pomyślałam z czułością? Jednak, jeśli ktoś oczekuje smętnej historii ze łzami w tle, to się zawiedzie srodze, bowiem jest to historia zabawna, ale nie prostacka, nie wywołuje rubasznego rechotu, lecz subtelny delikatny uśmiech, nostalgię i wspomnienia.
Polecam, ja sama dostałam w tej pozycji, dokładnie to, czego oczekiwałam i czego się spodziewałam.