Całymi latami, być może od czasu „Drogi mlecznej” Luisa Buñuela (film pochodzi z 1969 roku, z tym, że ja oglądałem go oczywiście dużo później), pieściłem w wyobraźni wizję pielgrzymki do Santiago de Compostela. Byłem wtedy ateistą, ale dobrym pomysłem wydawała mi się próba odnalezienia na drodze św. Jakuba Boga, a może samego siebie… Ale właśnie – w drodze. To ważne. Nie u celu, nie w samym Santiago de Compostela, ale w drodze, na szlaku, na Camino.
Czemu chciałem iść właśnie tam, do grobu świętego Jakuba z Gwiezdnego Pola? Kolejne sentymenty – założyciele wspólnoty, której jestem członkiem, w pierwszym okresie jej istnienia bardzo poważnie rozważali pomysł nazwania jej wspólnotą św. Jakuba albo wspólnotą jakubową. Nadal List św. Jakuba Apostoła jest bliski i ważny dla wielu z nas.
Istotne przeszkody były dwie: pieniądze i czas. Wiedziałem wprawdzie, że w niektórych albergach można przenocować za Bóg zapłać albo co łaska, ale to nadal nie oznacza, że za darmo i że takie okazje będą stałym elementem wędrówki (jakoś nigdy nie wpadło mi do głowy użyć określenia wycieczka). Czas – wiedziałem, że niezbędne minimum to pokonanie pieszo ostatnich stu kilometrów (albo dwustu konno lub na rowerze), ale jako rasowy perfekcjonista dopuszczałem jedynie pomysł wyruszenia od progu własnego domu. Marzyła mi się Via Regia, na którą wszedłbym między Będzinem a Wrocławiem, zahaczając koniecznie o Górę św. Anny. Potrzebowałem na to… trzech miesięcy.
Lata mijały, pomysł w myślach obracałem tak długo, aż doczekałem chwili, w której stan zdrowia (chodzi głównie o aparat ruchowy) pogorszył mi się tak bardzo, że całe to przedsięwzięcie stało się dla mnie całkowicie i zupełnie nierealne. Już na zawsze. Wtedy to właśnie dostałem w prezencie książkę, a właściwie dwie książki wydane łącznie, w specjalnym etui – „Santiago de Compostela: Poradnik i przewodnik pielgrzyma”.
Autorzy (i wydawca) wpadli na fantastyczny pomysł – książkę podzielili na dwie części, to jest poradnik i przewodnik. Poradnik znakomicie pomoże zaplanować, zorganizować, przygotować wyprawę (opis przydatnego wyposażenia jest niezwykle dokładny – do czterech agrafek włącznie), jednak w drogę nie ma potrzeby go zabierać, zwłaszcza że na Camino liczy się każdy gram – dźwigany przez pielgrzyma na własnych plecach.
Z kolei w przewodniku, który na pewno przyda się w drodze, opisano bardzo dokładnie Camino Francés, czyli szlak, który rozpoczyna się w Saint-Jean-Pied-de-Port we Francji, jednak, wbrew nazwie, w dziewięćdziesięciu paru procentach przebiega przez terytorium Hiszpanii. Oczywiście Camino Francés nie jest jedynym szlakiem pielgrzymkowym do Santiago de Compostela, inne to na przykład Camino Portugues, Camino Inglés czy Jakobsweg, ale na pewno najbardziej znanym i uczęszczanym. Obaj autorzy, na podstawie własnych doświadczeń, podzielili go na trzydzieści dobrze przemyślanych i opisanych etapów.
Chociaż nigdy już nie wyruszę drogą świętego Jakuba (O Camiño de Santiago w języku galicyjskim), poradnik i przewodnik „łyknąłem” zachłannie w ciągu jednej nocy, rozmyślając o marzeniach, które zabrał czas (oraz mój brak zdecydowania), o życiowych priorytetach, o innej drodze, którą w życiu wybrałem, jeśli nawet nie całkiem świadomie, to jednak z korzyścią dla siebie, a może nie tylko dla siebie, wreszcie o credencialu*, który pozostanie po każdym z nas – jeśli nie na papierze, to w sercach i pamięci ludzi, którzy – krócej lub dłużej – towarzyszyli nam w podróży zwanej życiem.
---
* Credencial – druk, kupiony albo nawet zrobiony samodzielnie, w którym zbiera się stemple poświadczające odbycie kolejnych etapów podróży; upoważnia on do otrzymania specyficznego dyplomu: compostelki.