"Oni wszyscy byli tylko aktorami grającymi w szkole swoje role. Rolę handlarza narkotykami. Rolę grzecznej dziewczynki. A on? On też grał tylko jakąś rolę... Ale niektóre role były bardziej niebezpieczne."
BAŚNIARZU, MÓJ BAŚNIARZU, CZEMU WSZYSTKO CO PIĘKNE MUSI BOLEĆ?
Anna nigdy nie zwracała większej uwagi na Abla Tannateka, polskiego handlarza pasmanterią. Aż do momentu gdy w swojej klasie maturalnej znalazła maskotkę. Maskotkę jak się później w końcu okazało jego młodszej siostry. Anna zaczęła się interesować tym co kryje się pod maską chłopaka, który jak zwykle opierał się o stojaki od rowerów (te na samym końcu, dla woli ścisłości) z rękami w kieszeniach swojej kurtki wojskowej, czarnej czapce, słuchawkami od walkmana w uszach i zawsze patrzącym w dal, pustym wzrokiem swoich lodowatych oczu. Czy on ma jakieś uczucia? Zaczęła interesować się Anna. I tak pojechała za nim, a w raz z tą przejażdżką rozpoczęła podróż do krainy Małej Księżniczki. Do świata, który Abel stworzył niczym baśniarz. Wkrótce się przekonała jak cienka granica może istnieć pomiędzy fikcją, a rzeczywistością.
"-Ja... ja musiałam się przysłuchiwać. Rozumiesz? Ja... to cudowna historia. Skąd ty bierzesz te wszystkie słowa? Te wszystkie obrazy?
-Z prawdziwego życia-odparł. Oprócz niego nic więcej się nie ma..."
Baśniarz jest książką na pozór spokojną, ale jak już cię zaskoczy, miażdży całą siłą. Zaskakuje emocjami: śmiejesz, denerwujesz się by na końcu i tak płakać. Mówi się, że kobiety kochają słowa. Po tej lekturze te powiedzenie nabrało dla mnie nowego znaczenia. Każda z nas- kobiet w swoim życiu chciałaby znaleźć swojego baśniarza, kogoś kogo będzie kochała i słuchała z podziwem, kogoś kogo historie będzie chciała słuchać godzinami, a jego głosu nigdy nie będzie dość. Anna znalazła kogoś takiego. Był to na pozór zwykły handlarz narkotyków, ale to co kryło się w środku było czymś więcej. Pod tą pokrywą lodu, znajdowało się najprawdziwsze serce, które też coś czuło, które martwiło jak się później okazało o przyszłość swojej małej siostrzyczki Michi i jej diamentowego serca. To on opowiadał jej baśnie, baśnie które zakrywały małej wgląd na okrutną rzeczywistość. Anna też zaczęła ich słuchać, wyczekiwała z utęsknieniem momentu, w którym on zaszczyci je fragmentem baśni. Baśni, którą zaczął i musi skończyć sam. Ale czy one nie przysłaniały również reali świata Annie? Czy ona nie odkryje zbyt późno prawdy? Prawdy, która może zniszczyć wszystko...
Czytając raz po raz tą recenzję wydaje mi się, że czegoś w niej brakuje. Zastanawiam się co mogę napisać, ale nic nie jest dobre by opisać to co zrobiła pani Antonia. Więź jaką stworzyła pomiędzy Ablem, a Michi mających tylko siebie była piękna, lecz jednocześnie przerażająca. Pokazuje jak wiele jesteśmy w stanie zrobić dla kogoś, kto zajmuje ważne miejsce w naszym sercu. Czytając historię baśniarza sama czułam się jej uczestnikiem, sama ledwo co zauważałam tą cienką linię oddzielającą prawdę od fikcji.
"(…) Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. Twoje serce, Mała Królowo… To nie jest takie zwykłe serce. Twoje serce to diament, czysty, biały, wielki i cenny jak żaden inny. Gdyby się go wyjęło z twojej piersi, to zaczęłoby migotać i błyszczeć tak jasno jak słońce.”
Co teraz zrobię? Mogę wam, moi drodzy czytelnicy powiedzieć co się stało z Anną, Michi, Ablem i ich baśnią. Ale to nie sposób, wy musicie tą historię przeżyć sami. Nie chcę wam odebrać przyjemności czerpanej z tej książki.Ja nie jestem waszym baśniarzem, to nie ja opowiadam tą historię, więc na tym skończę.
"Baśniarzu, dokąd żegluje ten statek, na którego pokładzie się znajdujemy? Dokąd prowadzi twoja baśń? Kto płynie czarnym statkiem? Czy poleje się jeszcze więcej krwi?"