Do Damiana Wernera wracamy rok po wydarzeniach w „Nieodnalezionej”. Na gruzach starego, nieistniejącego już życia, mężczyzna próbuje zbudować swój nowy świat, jednak jedna, z pozoru niewinna, stara kaseta VHS znaleziona w pudle z rzeczami dawnego właściciela mieszkania, które właśnie kupił Damian, sprawia, że powracają wątpliwości, mnożą się nowe pytania, a Werner wyrusza w kolejną niebezpieczną podróż w poszukiwaniu odpowiedzi. I Ewy. Dołącza do niego Jola Kliza oraz Kasandra Reimann, która w poszukiwaniu zaginionego syna musi zrezygnować z ledwo co odbudowanego spokoju.
„Wydarzenia były jak rozrzucone po podłodze klocki, które dało się złożyć na kilka różnych sposobów. Każdy z nich jawił się jako właściwy, ale każdy prowadził też do zupełnie innego rozwiązania”.
Po pierwszym tomie cyklu wiedziałam już mniej więcej, czego mogę się spodziewać w „Nieodgadnionej”, lecz o ile tamta część była świetna, ta jest już rewelacyjna. Nieodgadniona właśnie. Tak sprytnie zamotanej, logicznej i trzymającej się kupy historii nie czytałam już dawno. Za każdym razem, kiedy próbowałam sobie ułożyć fakty, okazywało się to nic niewarte. A gdy wydawało mi się, że trzymam już w dłoniach wszystkie liczące się nitki zdarzeń, autor jednym zdaniem wyrywał mi je z rąk pozostawiając mnie w niewiedzy.
W tej powieści (podobnie jak w cz. 1), oczywiście poza dotarciem do jej końca, nie ma dobrego momentu na przerwanie czytania. Jest ona skonstruowana tak, że każdy rozdział kończy się zawieszeniem lub niedopowiedzeniem wątku w takim momencie, w którym czytelnik zaangażowany w fabułę nie będzie stanie odpuścić. Ja nie byłam, dlatego jutro pójdę do pracy niewyspana… Ale jako że cel uświęca środki biorę to na klatę :)
Fajnie, że Remigiusz wreszcie tchnął trochę życia i asertywności w Damiana. Dotychczas był to bohater bardzo pasywny, mimo całego swojego zaangażowania w sprawę ciągle wydawał mi się niezdecydowany, mało stanowczy. Pozwalał się wodzić za nos, manipulować i sterować sobą, co w konsekwencji sprawiało, że oddalał się od poszukiwanych odpowiedzi.
„Los dołożył mi dwukrotnie. Najpierw za sprawą jednej, a potem drugiej kobiety. Obydwie pokazały mi, jak łatwo sterować okrętem, który w żaglach ma tęsknotę i dążenie do prawdy”.
W „Nieodgadnionej” Damian w pewnym momencie postanawia wreszcie zagrać w grę po swojemu. Ustala własne zasady i prze do celu niczym lodołamacz. Aż wreszcie, jako że „żadne milczenie nie trwa wiecznie” udaje mu się podkładać wszystkie elementy tej wieloletniej układanki, a nawet w jakimś stopniu wymierzyć własną sprawiedliwość. Ale czy na pewno? Autor oczywiście nie odpowiedział na wszystkie pytania, a wręcz przeciwnie, na samym końcu postawił kolejne. Nie wiem, czy dobrze odgadłam pewne związki, ale przyznam, że pojawiająca się pod koniec gra słów do tej pory nieprzyjemnie szturcha moje synapsy domagając się natychmiastowego wyjaśnienia. Nie wiem, czy Remigiusz planuje kolejną część, ale sądząc po budowie zakończenia, obawiam się jednak, że pozostanę ze swoimi domysłami i pewnych rzeczy nigdy nie ustalę z całą pewnością.
Polecam czytać uważnie, wgłębiając się w każde zdanie.
Cóż… Takie książki chcę czytać, które niepodzielnie zaprzątają moją uwagę, odzierają ze snu i wywołują żal, że to już koniec.