Marzenia są czymś niesamowitym, czymś, co prowadzi nas przez życie i jest w stanie sprawić, że będzie miało ono sens. Samo dążenie do celu jest tak niesamowite i najczęściej towarzyszy mu wielka pasja, że jest tak naprawdę najważniejszą częścią całego procesu. Jednak niekiedy marzenia, dążenie do celu przybierają formę przerażającą, formę, która jest przeciwstawieństwem tego pięknego procesu. Wszystko wynika z granic. Mówi się, żeby podążać za marzeniami, nie poddawać się i dawać z siebie wszystko. Rzadko wspomina się o cenie tego. Czy na pewno zawsze spełnienie celu jest tego warte?
Miranda od najmłodszych lat jest poławiaczką pereł. Uważa siebie samą za najlepszą ze wszystkich. To ojciec w dzieciństwie uczył ją podstaw. Wtedy też doszło do pewnej tragedii – dziewczynka straciła rękę. To był rekin. Lecz te wydarzenia miały miejsce lata temu, obecnie jest tu i teraz i tylko to się liczy. Tym bardziej że królowa ogłosiła poszukiwania źrenicy oka, czyli najstarszej i zarazem najwspanialszej perły. Czy Miranda postanowi wyruszyć w wyprawę po tę drogocenną perłę? Mówi się, że osoba, która ją odnajdzie nie będzie już nigdy niczego pragnąć, ponieważ będzie miała wszystko. Czy to prawda? Czemu nikt od tysięcy lat jej nie znalazł?
"Poławiaczka pereł" przykuła moją uwagę swoją przepiękną okładką i nietypowym tytułem. Zastanawiałam się, co on tak naprawdę oznacza. Jest dosłowny? A może jest metaforą? Zresztą ostatnio po prostu mam ochotę na literaturę dziecięcą. Czy moje oczekiwania oparte na solidnych argumentach, czyli czystym przeczuciu, zostały spełnione? Mam ochotę pobyć przez chwilę osobą pewną siebie, więc jednoznacznie odpowiem: oczywiście! Jakże mogłoby być inaczej?
Pomysł na całą powieść jest po prostu niesamowity. Gdy czytałam, coraz bardziej byłam zachwycona wyjątkową kreatywnością. Wcześniej w ogóle nie spotkałam się w literaturze w motywem pereł, a raczej z motywem ujętym w tak oryginalny sposób. Nie chcę Wam za dużo zdradzać, dlatego też nie opowiem dokładnie, które elementy najbardziej przykuły moją uwagę. Ale jestem przekonana, że większość z Was również zostanie pozytywnie zaskoczona. Ogólnie po przeczytaniu "Poławiaczki pereł" czuję niesamowitą satysfakcję i przede wszystkim dumę z pisarzy, że nadal znajdują tak niekonwencjonalne, nowe pomysły na fabułę. Według mnie to naprawdę godne szacunku.
Styl autorki jest bardzo ładny. Zdaję sobie sprawę, że to mało konkretne stwierdzenie, niemniej mam poczucie, że idealnie opisuje właśnie stylistykę. Książka jest łatwa w odbiorze, więc młodzi czytelnicy pod względem zrozumienia powinni się w niej odnaleźć. Łączy w sobie również optymalne połączenie barwności i przejrzystości, co ma w sobie coś unikatowego i przekonywującego do całości. W dodatku język wyróżnia się czymś bliżej nieokreślonym, ale zapewne charakterystycznym dla pisarki. Jestem niezmiernie ciekawa, czy wybrzmi to w następnym tomach.
Natomiast fabuła jest całkowicie nieprzewidywalna. Od prawie samego początku wciągnęła mnie i sprawiła, że koniecznie chciałam dowiedzieć się, czy Mirandzie uda się odnaleźć tę niezwykłą perłę i jak potoczy się jej relacja z pewną dziewczynką. Warto też podkreślić, że książka pod względem miejsc, w których bywa Miranda, jest mocno rozbudowana. Nie jest to może świat z fantastyki przeznaczonej bardziej dla starszych czytelników, ale na pewno jak dla dzieci mocno rozbudowany i dopracowany. Nie jest też światem naiwnym, czy wręcz sielankowym. Tak jak w naszej rzeczywistości da się w nim odnaleźć dobro i zło, ale też niekoniecznie da się je ująć w sztywne ramy. Tam dominowała nadzieja.
Bohaterowie wyróżniają się wyrazistymi osobowościami, które pozwalają ulokować swoje uczucia. Sama Miranda jest fantastycznie wykreowana, gdyż posiada całą, wielowymiarową historię. Nie jest bohaterem jednoznacznym, którego można ot tak polubić lub znienawidzić. Ona po prostu wywołuje mieszane odczucia i uważam, że te uczucia wynikają z dobrej analizy psychologicznej. W powieści pojawia się też postać, którą uważam za punkt radości – Syrsa. Dzięki niej świat jest pełen barw.
Tematyka jest nietypowa, a przynajmniej początkowo tak mi się wydawało. Choć muszę się przyznać, że w pierwszych chwilach niekoniecznie potrafiłam ją przenieść na naszą rzeczywistość. Dopiero czym dalej czytałam, tym bardziej widziałam, jak wiele wątków przedstawionych w tej książce możemy odnaleźć w samych sobie. "Poławiaczka pereł" sprawiła, że poddałam wiele spraw głębokiej refleksji. Zaczęłam zadawać sobie pytania, czym tak naprawdę jest pragnienie? Czy jest nam ono potrzebne? I jak daleko sięga? Tym bardziej że poruszone wątki występują w kontekście miłości i istnienia drugiej osoby. Na świecie jest wiele ważnych rzeczy, ale jednak to drugi człowiek powinien być dla nas najważniejszy – nie powinien rywalizować z rzeczami materialnymi.
Opowieść dla dzieci okazała się tak naprawdę opowieścią dla dorosłych. Oczywiście nasi młodzi czytelnicy na pewno dzięki niej zapoznają się z wieloma wartościowymi treściami. Niemniej mam poczucie, że to często właśnie osoby dorosłe zapominają o tym, co najważniejsze i przede wszystkim czemu jest to najważniejsza. "Poławiaczka pereł" okazała się niesamowicie piękną książką, która zachwyca i uczy.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl