W pierwszych słowach tej recenzji muszę przyznać, że nieco interesuję się polityką. Trochę dlatego, że kiedyś ktoś powiedział mi, że to, że się tym ludzie nie interesują, nie znaczy, że polityka nie interesuje się nimi. I choć uważam, że to święta prawda to nie zamierzam tu wchodzić w żadne głębsze polityczne dywagacje. Ów wstęp wziął się stąd, że książka pani Izabeli Szylko „Dama z blizną” mocno jest osadzona w politycznych realiach. W zasadzie wyłącznie w nich.
Z opisu wynika, że będziemy mieć do czynienia z kryminałem o podłożu politycznym, ale moim zdaniem to trochę chybiona kwalifikacja.
Książka zaczyna się od obsesji. W Warszawie grasuje seryjny morderca pięknych blondynek i tak się składa, że żona kandydata na prezydenta pasuje do opisu i jest przez niego obserwowana. Kiedy zostaje porwana, do akcji wkracza komisarz Lesław Hardy. Historia ma swój happy end, Adela Dobosz nie kończy jako kolejna ofiara psychopaty, ale okazuje się, że jej powrót do domu nie jest tak szczęśliwy jak można byłoby sobie wymarzyć w takiej sytuacji. Kampania wyborcza nabiera rozpędu, ale Marek Dobosz zostaje w jej trakcie zamordowany z zimną krwią. Ta sprawa również zostaje przydzielona Hardemu na wyraźną prośbę wdowy. Tropy są jednoznaczne, ale czy wszystko jest takie jakim się wydaje?
Pani Izabela prowadzi nas przez świat polityki z wielką wprawą i sprawnie przybliża mechanizmy działania kampanii prezydenckich od wystąpień w programach telewizyjnych po rozstrzygające debaty. Morderstwo Dobosza rozgrywa się nieco za połową książki. Nie jest siłą napędową, a jej punktem kulminacyjnym. Dlatego nie nazwałabym tej powieści kryminałem. W kryminałach zazwyczaj trup pada na początku. Dla mnie to książka sensacyjna, w której roi się od zwrotów akcji. Ale to także książka, w której najważniejsza jest polityka i wszystkie jej zagrywki, a raczej ich demaskowanie.
Doceniam autorkę za styl. „Dama z blizną” jest napisana w taki sposób, że nawet te osoby, które „nie interesują się polityką” mogą wciągnąć się w rozwój fabuły, mimo że te wszystkie wydarzenia, które rozgrywają się pomiędzy zwrotami akcji (porwanie Adeli, śmierć Marka, rozstrzygnięcie śledztwa) można uznać za spowalniające. W zasadzie trudno tu nie znaleźć aluzji do obecnej sytuacji politycznej w naszym kraju (niektórzy politycy są autentyczni, wymienieni nawet z imienia i nazwiska), ale autorka raczej nie próbowała tego ukrywać. Naturalnie na początku znajduje się stosowna adnotacja, że wszystkie postaci występujące w książce są fikcyjne, ale sama odebrałam to jako oczko puszczone do czytelnika.
Bardzo trudno zdecydować się, kto w tej historii jest głównym bohaterem. W pierwszej chwili myślałam, że będzie nim komisarz Hardy. Tak sugerowałby opis na okładce, ponieważ on jeden jest w nim wymieniony z nazwiska, tak jakby podpowiadając czytelnikowi z kim należy się zapoznać. Później wiele wskazywało, że głównym bohaterem jest Marek Dobosz, nawet jeśli ginie (o czym też wiemy z opisu, ale już „Gra o tron” udowodniła nam, że śmierć bohatera to w sumie nic takiego). I wreszcie czyż główną bohaterką nie powinna być Aniela Dobosz, skoro autorka na samym końcu oddaje jej głos, pisząc ostatnie rozdziały w pierwszej osobie? Czy niewskazanie bohatera bezpośrednio było celowym zabiegiem? Nie wiem. Wiem natomiast, że byłam nieco zawiedziona, ponieważ kończąc książkę miałam poczucie, że komisarz został jednak zepchnięty na drugi plan, a był postacią najbardziej mnie interesującą.
Cała intryga kryminalna jest dobrze przemyślana, choć nie powiedziałabym, że rozwiązanie jest zaskakujące. Może tylko jego wykonanie ;) A może po prostu przeczytałam już w życiu za dużo kryminałów? Tak czy siak uważam, że miłośnicy plot twistów, (do których bez wątpienia się zaliczam) będą zadowoleni.