,,Chcesz być piękna, to cierp'', mawiała moja koleżanka ze studiów. Coś w tym jest.
Współczesna, nastawiona na konsumpcję i sukces kultura nieustannie zarzuca nas ideałami niedoścignionego piękna. I niby wszystkie wiemy, że modelki, które widzimy w reklamach i na billboardach są wyretuszowane; niby wszystkie wiemy, że influencerka X przepuszcza swoje zdjęcia przez kilka(naście) filtrów zanim je opublikuje; niby wszystkie wiemy, że życie to nie film i że za pierwszym ujęciem rzadko kto wychodzi na zdjęciu fantastycznie, ale...
Ale coraz częściej docieramy do miejsca w którym śliczna i kolorowa telewizyjna hiperrealność zastępuje codzienną szarą rzeczywistość. To rodzi frustracje, to rodzi kompleksy i w skrajnych przypadkach przekłada się na rozwój naprawdę poważnych problemów emocjonalnych i psychicznych.
Bo na ekranie widać końcowy produkt, ale nie widać drogi, którą aktorka Z musiała przebyć, żeby dwa miesiące po ciąży wyglądać tak jak wcześniej. Nie widać pieniędzy, które w siebie włożyła, nie widać ćwiczeń, które wykonywała i nie widać ich ilości. Nie widać również zabiegów kosmetycznych, którym została poddana. Nie widać tego profesjonalnego trenera i dietetyka, gosposi zajmującej się domem i niani pilnującej dziecka. A ona sama przecież się nie przyzna, prawda? Lepiej, łatwiej i bardziej dochodowo jest tworzyć swój własny fit-mit. Książkę się potem sprzeda, program się poprowadzi...
Na podstawie iluzji i niedopowiedzenia tworzy się nowe współczesne mity piękna – to natura ukształtowała te piersi w taki sposób, żeby wyglądały jak jędrne piłeczki. To dobre geny, a nie botoks albo PhotoShop, sprawiają, że twarz kobiety sześćdziesięcioletniej wygląda tak, jak twarz zadbanej trzydziestolatki. W końcu u Azjatek się to zdarza, więc czemu nie na naszym podwórku?
Te włosy naprawdę są tak rude, nikt ich nie farbował. Naprawdę są tak gęste i mocne, fryzjer nie miał z tym nic wspólnego. Zęby też są tak symetryczne, nieskazitelnie białe i równe z urody, ingerencja dentysty nigdy nie była potrzebna. Albo to po prostu nasza cudowna pasta.
I dalej: tylko piękna będziesz coś znaczyć (bo nie masz nic do zaoferowania prócz urody), tylko chuda będziesz atrakcyjna (bo wszyscy lubią to samo), tylko odpowiadając naszym nowym kanonom będziesz szczęśliwa (bo szczęście to wygląd).
Pół biedy, jeśli młode kobiety zdają sobie sprawę z tego, że w świecie wirtualnym (rozszerzonym o media tradycyjne) otacza je iluzja. Pół biedy, jeśli wiedzą, że ich znajome z fejsbuczka albo Instagrama nie będą wrzucały smutnych postów o tym, że coś im się nie udało i prawdziwego zdjęcia ,,tuż po przebudzeniu'' (wiecie, takiego z opuchniętymi oczami, bladą twarzą, kołtunem i poranną bladością). Pół biedy – bo mając tę świadomość są w stanie, przynajmniej potencjalnie, obronić się przed destrukcyjnym wpływem mediów na ich samoocenę.
Tymczasem jednak całkiem spora liczba młodych kobiet wciąż pragnie odnieść ten mityczny, medialny sukces, choć nieustannie i nie od dziś mówi się, że show biznes jest brutalny. To te dziewczyny katują się dietami, mordują się na siłowniach, poświęcają zdecydowanie więcej czasu, niż jest to tego warte, na zabiegi pielęgnacyjne i upiększające. Wkładają całkiem spore sumy pieniędzy w zabiegi kosmetyczne i w chirurgię plastyczną. Po to, żeby usłyszeć od jakiegoś niespecjalnego blondyna z telewizora, że ,,są za grube'' albo ,,nie nadają się'' do ich programu. A jeśli się nadają, to może powinny schudnąć? Albo zmienić fryzurę? Albo chociaż kolor włosów? Bo owszem, bycie naturalnym jest w cenie, ale podkładu firmy Y.
To właśnie o takich kobietach pisze Elżbieta Turlej. O tych kobietach, które uwierzyły w to, że tylko piękne (wedle standardu) będą szczęśliwe. I w związku z tym ufnie oddały swoje ciała i swoje uzębienia telewizyjnym ekspertom programów typu metamorfoza.
To książka o brzydkich kaczątkach, które cały czas były łabędziami, ale nigdy nie chciały w to uwierzyć.
Obraz, który się z ,,Naciągniętych'' wyłania jest przerażający i smutny. Doskonale podsumowuje go cytat: ,,Na jedną kobietę mogliśmy wydać równowartość dwóch trzydziestosekundowych reklam w przerwie programu – wspomina dziennikarka. - Ale żeby tyle dostać, kobieta musiała zasłużyć. Czyli mieć spektakularną historię życia.''
I choć zdaję sobie sprawę z tego, że ,,Naciągnięte'' zostały poświęcone przypadkom skrajnym, to jednak uważam, że są pozycją dobrą, bo uświadamiającą to jak zgubne i opłakane w skutkach może być bezmyślne i bezrefleksyjne podążanie za współczesnymi trendami piękna. Bo nie jesteśmy tylko opakowaniem - przede wszystkim jesteśmy wnętrzem.