Annie to najmłodsza z sióstr Brontë. Póki co jest to jedyna książka tej autorki, jaką dane mi było przeczytać, ale teraz mogę, z ręką na sercu, przyznać, że jestem fanką całej familii Brontë.
„Nie potrafię kochać tego, czego nie szanuję.”
Do Wildfell Hall wprowadza się tajemnicza kobieta z dzieckiem. Odcina się od lokalnego towarzystwa i wiedzie samotny żywot w pewnym oddaleniu od socjety. Ta jej alienacja wzbudza ogromne zainteresowanie. Wszyscy próbują dociec, kim jest nowa dzierżawczyni Wildfell Hall oraz tego, jaki bagaż doświadczeń na sobie dźwiga. Bo fakt że posiada mroczną historię jest dla każdego oczywisty. Szczególnie zainteresowany wyraża młody mężczyzna o imieniu Gilbert. Odmienność nowo poznanej kobiety pociąga go, a jej niedostępność szarpie struny jego wrażliwej duszy. Czy kobieta otworzy się przed Gilbertem.
Książka ogromnie mi się podobała! Akcja od początku mnie wciągnęła. Chciałam jak najprędzej odkryć tajemnice damy z dzieckiem. Dlaczego jest sama? Gdzie jej mąż lub kochanek? Dlaczego odcina się od ludzi? Te wszystkie pytania nurtowały mnie od pierwszych stron, dlatego też czytałam w niewiarygodnym tempie. Fabuła była nie tylko ciekawa, ale też logiczne skonstruowana mimo zmienności narratora.
Kreacje postaci są wyśmienite. Anne, podobnie jak jej siostry, posiada talent w analizie ludzkich charakterów. Dzięki temu stworzyła cały wachlarz różnorodnych bohaterów, którzy byli niesamowicie realni, w swojej niejednolitości. Powściągliwość głównej bohaterki budziła we mnie ciekawość. Im lepiej ją poznawałam, tym bardziej zrozumiałe stawały się dla mnie jej zachowania. Nie jest postacią jednowymiarową. Nie da się opisać w kilku zdaniach bogactwa jej charakteru. Podkreślę jeszcze pewną postać, która wzbudziła we mnie skrajne emocje, co jest jak najbardziej wskazane w książkach mianowicie pan Huntingdon. Obserwowałam jego przemianę wewnętrzną, która od początku była nieunikniona. Takich emocji nie wzbudził we mnie Gilbert. Dostrzegam u niego zalążki niezwykłości i nadprogramowej wrażliwości, ale to są dopiero zaczątki. Charlotte i Emily przyzwyczaiły mnie do mężczyzn wyjątkowych i wybijających się ponad przeciętność. Mówię oczywiście o intelektualnej nieprzeciętności. Anne poszła inną drogą.
„I kiedy widzę, że cała rasa ludzka (z kilkoma rzadkimi wyjątkami), idąc ścieżką życia potyka się, wpada w każdą możliwą pułapkę i łamie sobie kończyny na każdej przeszkodzie stojącej na drodze, czyż nie powinnam użyć wszystkich dostępnych mi środków, by zapewnić dziecku gładszą bezpieczniejszą drogę?”
Powieść napisana jest przepięknym językiem, który otwiera przed nami podwoje do umysłowości epoki wiktoriańskiej. W lekki sposób zanurzamy się w atmosferze ówczesnych czasów. Autorka ukazuje swój kunszt pisarski szczególnie w sporych objętościowo opisach pomieszczeń, krajobrazu i przeżyć wewnętrznych. Styl jest po prostu poezją. Pisarka namalowała czytelnikom przed oczami urzekające widoki Anglii. Piękny język idealnie skomponował się z intrygującą fabułą, tworząc powieść niezapomnianą.
„Nie mogę żyć sam, bowiem w samotności moja dusza nie daje mi spokoju.”
„Lokatorka z Wildfell hall” porusza podobną tematykę, co dzieła pozostałych sióstr, a mówię tu o niskiej pozycji społecznej kobiety w XIX-wiecznej Anglii,. Niewiasta należy do małżonka i to on decyduje o jej życiu. Jeśli zaś uwolni się spod domowego kieratu to zostaje potępiona przez grono miejscowych matron, ponieważ małżeństwo to instytucja święta. Mimowolny dreszcz przechodzi po plecach, gdy pomyśli się o tym więzieniu – a więziło się nie tylko ciało kobiety, ale także jej myśli. Z racji swojej płci jej poglądy i racje były deprecjonowane.
A teraz coś co wywołało moją delikatną irytację. Anna Brontë, najbardziej z wszystkich trzech pań, jest moralizatorska. Zarzuca czytelnika cytatami z Biblii i wyniosłymi mowami o religijnym wydźwięku. Owszem, wszystkie siostry były kobietami religijnymi, ale Anne chyba popadła w fanatyzm. Jednakowoż wybaczam jej i uznaję to za urok stylu pisarskiego autorki, a także zrzucam na karb epoki.