Pierwsze, co niewątpliwie przyciąga do "Angelfall", to przepiękna okładka. Została ona wykonana przez serbskiego artystę, który wysłał swoją pracę na konkurs na okładkę dla tego tytułu. Gdy tylko autorka zobaczyła projekt, wiedziała, że to jest ta właściwa. W czasie lektury obraz ten nabiera stopniowo coraz większego znaczenia i wiadomo już doskonale dlaczego, pozostają na niej jedynie anielskie skrzydła.
Same zaś anioły ukazane zostały jako obcy najeźdźcy - tak samo wątpiący w istnienie stwórcy jak ludzie.
Mocno jednak przekonani są o wyższości swojej rasy nad ludzkim gatunkiem, a tym samym swych racji do zniszczenia znanego nam świata i uczynienia go swoim.
Czytając "Angelfall" widać inspiracje innymi książkami czy też filmami, ale to tylko początek dla innej już opowieści. W głównej bohaterce - Penryn z całą pewnością jest coś z Katniss. Obie bohaterki, w najbardziej krytycznym momencie życia, nie mogą liczyć na pomoc rodziców, gdzie brak już ojca, a matka przechodzi załamanie nerwowe. Jednak z matką Penryn sytuacja jest o wiele, wiele gorsza. W dniach apokalipsy kobieta urzeczywistnia swoje szalone wizje umysłu cierpiącego na schizofrenię. Odpowiedzialność za rodzinę spada na ich siedemnastoletniej Penryn. Zarówno Katniss jak i bohaterka "Angelfall" mają młodsze siostry, które muszą ochronić. Page łagodną osobowością przypominam Prim. Jak i ona ponosi jedne z najcięższych konsekwencji wojny czy też rewolucji.
Katniss podąża na arenę w miejsce siostry. Page zostaje porwana, a Penryn wyrusza na jej poszukiwanie.
Posapokaliptyczna Kalifornia jest jak arena przepełniona zmutowanymi tworami tego nowego świata.
Uff... a gdzie tutaj nasz dobry anioł ?
Raffe okazuje się być sprzymierzeńcem z przymusu - wrogiem, z którym trzeba współpracować by ocalić życie siostry na drodze do gniazda aniołów. W czasie tej podróży Penryn ma okazję poznać różne spektra natury aniołów. Tajemniczy anioł, skłócony z innymi ze swojego rodzaju, nie ujawnia wiele dotyczącego swoich uczyć czy motywacji. Karty zostają odkryte dopiero pod sam koniec opowieści tego tomu.
Sama autorka twierdzi, że 'Angelfall' nie podpada pod żadną z książkowych kategorii. To mroczniejsze fantasy, young adult, z elementami paranormalnymi, wizja post-apokaliptyczna, urban fantasy, horror, romans, i powieść przygodowa w jednym.
Ostatnie pięćdziesiąt stron jest jak z 'Obcego'.
Dla mnie pozostaje to jedna z tych powieści rozgrywająca się zaledwie kilka dni po rozpoczęciu apokalipsy. Nie wiadomo jednak z czyjego rozkazu została rozpętana i czyją wolą jest widzieć ten upadek. Z całą pewnością "Angelfall" to niecodzienna próba podejścia do tego tematu i zasługuje na uwagę.
Jak na taki ciężki ładunek emocjonalny Penryn radzi sobie zaskakująco dobrze, a wraz z nią i czytelnik. Rozdziały pełne są tutaj akcji, ale nawet najdłuższe z nich można zaliczyć do krótkich. Styl na postapokaliptyczną powieść z elementami horroru jest wyważony i lekki. Strony bywają pełne makabry, ale czyta się je dość prędko.